Chciałbym się podzielić moją historią, a nuż kogoś ona urzeknie
Poczynając od początku trzeba stwierdzić, że choć zawsze mnie interesowała historia, a stare monety pobudzały wyobraźnię, to jakoś poszukiwaczem nigdy nie byłem. 10 lat temu złożyłem sobie wykrywacz metali z jednego czasopisma, ech to była porażka, można by doktorat napisać o wpływie ruchów księżyca na stabilność tego układu. Aż trafiłem ostatnio na to forum, poczytałem, co piszecie o Jablu i go złożyłem, jaka to była przyjemność w dopieszczaniu umiejscowienia kabli w obudowie, "wiercenia" scyzorykiem otworów i lutowaniu tego ustrojstwa, ale nie to jest głównym wątkiem. Złożyłem go, wcisnąłem wszystko w obudowę, naładowałem akumulatorki i... a wcześniej przeczytałem setki Waszych postów, ciągle o jakichś gwoździach pisaliście
uśmiechałem się jedynie, bo nie wiedziałem, o co Wam chodzi, gwoździe jak gwoździe pewnie parę się zawsze znajdzie... i pojechałem na wieś w kielecczyznę, gdzie moja babcia zamieszkuje. Zdarzało się, że przy pracach w polu jakieś monety sie znajdowało, oho już widzę, co myślicie "frajer złożył Jabla i monet chce szukać". A i chce! Bo bomby mnie nie interesują, no chyba że te z przedrostkiem "sex-".
No więc pojechał ja wreszcie z chęcią na tę wieś. Dodam tylko, że cewkę mam z poprzedniego wykrywacza o średnicy 10 cm. Zgodnie z zasadą prowizorki poszedłem szukać na stercie chrustu stelaża czyli suchego patyka, a śruby mocujące stanowiła taśma izolacyjna. Po przejrzeniu zdjęć Waszych Jabelków, uczciwie przyznaję - tytułu
miss Jabel 2007 sam mojemu bym nie przyznał, ale przecież to w ogóle miało nie działać!! Uprzedzając fakty powiem, że "nadzieja matką głupich".
I poszedłem z tym wynalazkiem w pole... Odpaliłem, szukam i jest pisk... kopię, no i super właśnie zostałem szczęśliwym posiadaczem zardzewiałego gwoździa. Za chwilę następny gwóźdź i znowu gwóźdź, jak miałem ich już 30, to zacząłem kląć na ten wykrywacz gwoździ
I wtedy zacząłem rozumieć, o czym pisaliście... Oj przeszła mi fascynacja i podniecenie każdym piskiem dosyć szybko, zwłaszcza że niektóre gwoździki ledwo można było dojrzeć w pyle ziemi. W tych warunkach pewną atrakcję stanowił wykopany łańcuch, brakowało tylko budy i psa. Miałem dosyć... dosyć ciężkie kieszenie od złomu miałem
Wróciłem do domku, "wypróżniłem" się z ciężaru, pod którym już mnie gacie zaczynały opadać i za moment już stałem z nowym zawzięciem do walki z glebą. W końcu coś przecież muszę znaleźć, żeby sie nie wstydzić przed ojcem, który to z pewną niewiarą podchodził do moich penetracji.
Gwóźdź, blacha, ćwiek, gwóźdź itd... zacząłem myśleć (czasem lepiej późno niż wcale) - może tu już nie ma żadnej monety i czemu wyrzucanie gwoździ na pole nie jest surowo karane od stuleci - wracałem do domu 3 razy i patrzyłem jak rośnie kupka gwoździ, ćwieków, drutów, blaszek plus ekskluzywny łańcuch... po około 90 "gwoździach", gdy już sie tak przyzwyczaiłem do tego, że nic innego nie ma, wytoczyła się moneta
Paradoksalnie rozczarowała mnie w pierwszym momencie, bo spodziewałem sie czego? gwoździa oczywiście. Pobieżnie rzuciłem okiem na nią i wsadziłem do kieszeni z resztą złomu. Jakieś orzełki takie były, pomyślałem pewnie austriacki kreuzer, kiedyś już tu taki znalazłem mając kilkanaście lat mniej i grzebiąc w ziemi. Dokończyłem pasek kartofliska, którym szedłem i akurat ojciec sie pojawił z pytaniem, czy coś znalazłem, z początku, żeby wyszło na jego, pokazałem mu znalezione gwoździe, a na koniec pokazałem mu monetę. Jak ją złapał i do kranu pobiegł czyścić, jak małe dziecko, nie mogłem sie potem doprosić, żeby ją zobaczyć
Tylko nie myślcie, że skarb jakiś odkryłem, nie!! Ot "zwykła" moneta grosz Poniatowskiego z 1768roku. Co i tak było nie lada zaskoczeniem dla mnie, bo jak już to spodziewałem się w dacie raczej "18" z przodu, a tu na dodatek polska moneta. Jak przeczytałem potem w książce "powszechna moneta chłopstwa i mieszczaństwa". Z drugiej strony nie myślcie, że to nie jest skarb dla mnie!! Otóż jest to dla mnie skarb, choć niematerialny. Pewnie mój przodek ją tam zgubił, to by tłumaczyło, po kim odziedziczyłem ciapowatość.
W weekend jadę na wieś i będzie prawdopodobnie ciąg dalszy odgwożdżania pola babci. A muszę przyznać, że miałem niezły ubaw, jak ciekawscy sąsiedzi, obok uprawiając swoje pole, głowili się, co ja robię z tym czymś na polu, przynajmniej mieli o czym pogadać na wiosce.
Reasumując - dla chcącego nic trudnego, moi kuzyni po 20 minutach chodzenia ze mną uciekli do domu
Pozdrawiam wszystkich i przepraszam tych co jednak przeczytali, że tak się nieprzyzwoicie rozgryzmoliłem