Historia Przygoda Pasja... Odkrycia i poszukiwania

Treasure hunting, metal detectors, history...




Teraz jest czwartek, 28 marca 2024, 10:07

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 17 ] 
Autor Wiadomość
 Tytuł: Ciekawe ,tajemnicze miejsca na świecie "Rodem z horroru "...
PostNapisane: środa, 5 lutego 2014, 09:55 
Offline
Rotmistrz fortyfikator
Rotmistrz fortyfikator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): środa, 25 stycznia 2012, 12:18
Posty: 2266
Lokalizacja: Galicja
Proszę o umieszczanie w tym temacie informacji o takich miejscach wraz z krótką historią . Może sami w swoich wedrówkach przeżyliście jakieś niewytłumaczalne przygody lub byliście światkami dziwnych zjawisk ?

Na początek : Historia Jaskiń Sablinskich :wink:

Jaskinie Sablinskie są jednym z miejsc na mapie Rosji, które przez wiele lat było zamkniętym obiektem. Zwykli ludzie prawie nic o nim nie wiedzieli. Ale nawet ci nieliczni, którzy mieli okazję zwiedzić to miejsce, rzadko opowiadali o dziwnych zjawiskach, jakie miały miejsce w głębi jaskiń. Za to teraz obrotni przedsiębiorcy zaprowadzają tam turystów i organizują imprezy firmowe. Czy to prawda, że giną tam ludzie? Głos Rosji wraz z Timurem Iwancowem, założycielem „Klubu odważnych podróżników”, postanowił zorientować się, co w rzeczywistości dzieje się w Jaskiniach Sablinskich.

Jaskinie Sablinskie znajdują się w odwodzie leningradzkim niedaleko wioski Uljanowka. Są podziemnymi labiryntami o długości kilkudziesięciu kilometrów z imponującymi grotami i czystymi jeziorami. Według badań naukowych, rozgałęziony system jaskiń powstał w wyniku przemysłowego wydobycia piasku kwarcowego, prowadzonego w tej miejscowości od końca XVII do początku XX wieku. W 1922 roku wydobycia tego surowca zaprzestano i jaskinie zostały opuszczone. Przez kolejne 30 lat podziemne wody znacznie wpłynęły na strukturę gleby piaskowej. Na niektórych odcinkach powstały śmiertelnie niebezpieczne „ruchome piaski”. W swoim czasie zginęło w nich wielu ludzi, którzy wybierali się tam z ciekawości. Ich zwłok nie odnaleziono do dziś. Timur Iwancow opowiada, co się działo w jaskiniach w czasach radzieckich i dlaczego teraz cieszą się złą sławą:

"[...] W połowie ubiegłego wieku Jaskinie Sablinskie były miejscem, gdzie ukrywali się byli więźniowie oraz inne nieodpowiadające władzom i społeczeństwu osoby. Obecnie, gdy zostało odtajnionych wiele dokumentów, do wiadomości publicznej dotarło, że corocznie w rejonie jaskiń ginęło około 20 osób. Oczywiście o wszystko obwiniano mieszkańców podziemia. Od czasu do czasu były prowadzone akcje mające na celu ich schwytanie, które były jednak bezskuteczne. Złapanie kogokolwiek w tych katakumbach jest zadaniem nie do wykonania".

Teraz nie można z pewnością stwierdzić, że prawdziwą przyczyną zaginięć ludzi byli właśnie więźniowie, którzy ukrywali się w jaskiniach. Ci nieliczni, którzy decydowali się na wyprawę, głównie nastolatkowie z pobliskich wiosek, najprawdopodobniej po prostu trafiali w ruchome piaski. Są jednak inne wersje tego, co mogło się stać z nieszczęśnikami. Oto co mówi Timur Iwancow:

"[...] Dziadek mojego przyjaciela był jednym z dysydentów, który ukrywał się przed władzami w Jaskiniach Sablinskich. Opowiadał on, że w ich środowisku krążyła legenda o tym, że jaskinie były swojego rodzaju żywą, myślącą istotą, i że ukrywały niewinnych i karały tych, którzy przychodzili tam w złej wierze".

Jednak kiedy zaczęły ginąć również same „dzieci podziemia”, rozprzestrzeniła się plotka, że w jaskiniach zamieszkało Zło. Ludzie dosłownie na własnej skórze zaczęli odczuwać, że w labiryntach podziemnych grot coś się zmieniło. Jak gdyby zapadał nad nimi mrok i ktoś ich bez przerwy śledził. Po zaginięciu siedmiu osób z grona miejscowych, większość uciekinierów opuściło jaskinie. Skoro pozbyli się świadków, dlaczego sami szybko opuścili to miejsce?.. Odwiedzaliśmy jaskinie jako diggerzy. Mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że nocowanie tam jest bardzo nieprzyjemne, chociaż widziałem w swoim życiu wiele mrocznych miejsc. Jednak do Jaskiń Sablinskich regularnie odbywają się zorganizowane wycieczki. Tak więc każdy na własnej skórze może się przekonać, czy rzeczywiście diabeł jest taki straszny jak go malują. Najważniejsze jest, aby nie stracić z oczu swojej grupy, na wszelki wypadek… Nieprzypadkowo przecież miejsce to cieszy się złą sławą.

Alona Rakitina
Foto: RIA Novosti


Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu. Zarejestruj się

_________________
Projekt 8813
Bunkerites of Poland
Złośliwość jest podstawą wszelkiej przyjaźni. Dowodzi inteligencji i zainteresowania drugą osobą


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re: Ciekawe ,tajemnicze miejsca na świecie "Rodem z horroru
PostNapisane: środa, 5 lutego 2014, 10:59 
Offline
Moderator
Moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): piątek, 4 marca 2005, 12:05
Posty: 1840
Lokalizacja: Shangri-La
Miasnoj Bor – najstraszliwszy las w Rosji

Muszę przyznać, że takiej ilości opowieści od świadków paranormalnych zjawisk mających miejsce w rejonie wsi Miasnoj Bor i w lesie o tej samej nazwie, nigdy wcześniej nie słyszałam. Każda historia jest straszliwsza od poprzedniej. Ta anomalna strefa jest także miejscem największego skupiska chronomiraży na terytorium Rosji.

Miasnoj Bor leży w obwodzie nowogrodzkim, w tzw. Dolinie Śmierci. To leśna, bagnista okolica, gdzie w czasach II wojny światowej zginęły setki tysięcy żołnierzy. Przede wszystkim, z radzieckiej 2. Armii Ofensywnej, a także z niemieckiego Wehrmachtu i hiszpańskiej Błękitnej Dywizji.

Do tej pory w najbardziej głuchych częściach lasu pozostaje ogromna ilość niepogrzebanych szczątków ludzkich. Ich poszukiwaniem i grzebaniem zajmuje się kilka ochotniczych oddziałów. Marina Wasiliewa, uczestniczka jednego z nich, opowiedziała Głosowi Rosji:

Pierwsze, co zauważasz przybywając tutaj, to niezwykła, powiedziałabym nawet złowieszcza cisza. W lesie nie śpiewają ptaki. Wydaje się, jakby ich tu w ogóle nie było. Wszędzie bagna. Mroczne miejsce. Niekiedy widać kości niepochowanych żołnierzy. Wszystko to mocno wpływa na psychikę. Pewnego razu, kiedy wraz z grupą wracaliśmy po wykopaliskach, usłyszeliśmy coś, jakby dźwięk wybuchających pocisków, a potem krzyki i strzelaninę. Ale nie byliśmy zdziwieni, poprzednie oddziały uprzedziły nas, abyśmy byli na to przygotowani. Takie rzeczy często dzieją się w Miasnom Borze.

Niektórzy nie tylko słyszą, ale i widzą, co działo się w lesie podczas walk. Nie na darmo Miasnoj Bor jest jedną z najsłynniejszych stref w Rosji, gdzie zdarzają się chronomiraże.

Wiele jeszcze opowiadano o tym miejscu. Na przykład, okoliczni mieszkańcy są przekonani, że w lesie istnieją dwa równolegle światy, że często widuje się tam duchy zabitych żołnierzy, że do lasu można chodzić tylko za dnia i tylko w grupie złożonej z kilku osób. A po zachodzie słońca nie ma tam czego szukać: możesz przepaść i nikt cię już nie odnajdzie.

Miejscowi są także przekonani, że nazwa wsi i samego lasu od początku stanowiła zapowiedź złego losu i nieprzypadkowo przyciągała do siebie krwawe walki w latach 1941-1942. Miasnoj Bor uważany jest za geopatogenną strefę. Są świadectwa wielu niewyjaśnionych zjawisk, które odbywały się tu wcześniej i które zdarzają się także dziś. W lesie często słychać krzyki „ura!”, słychać niemiecki i hiszpański język. Albo duch żołnierza pokaże grupie poszukiwawczej, gdzie należy kopać, aby znaleźć jego szczątki. Ludzie od takich przeżyć często mdleją, a potem, ocknąwszy się, kopią w tym miejscu i ku powszechnemu zdziwieniu znajdują to, czego szukali.

Nie na próżno ludzie wierzą, że tylko wtedy, gdy ostatni z zabitych tam żołnierzy zostanie pochowany, las w Miasnom Borze znów będzie normalny. A na razie... ten bór pozostaje najstraszliwszym i najbardziej mistycznym lasem w Rosji.

http://polish.ruvr.ru/2013_09_01/Miasno ... s-w-Rosji/

_________________
W ogóle, bracie, jeżeli nie masz na utrzymaniu rodziny, nie grozi ci głód, nie jesteś Tutsi ani Hutu i te sprawy, to wystarczy, że odpowiesz sobie na jedno zajebiście, ale to zajebiście, ważne pytanie: co lubię w życiu robić. A potem zacznij to robić.


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re: Ciekawe ,tajemnicze miejsca na świecie "Rodem z horroru
PostNapisane: czwartek, 6 lutego 2014, 08:32 
Offline
Rotmistrz fortyfikator
Rotmistrz fortyfikator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): środa, 25 stycznia 2012, 12:18
Posty: 2266
Lokalizacja: Galicja
A oto ciekawe opowiadanie „czarnego archeologa” Aleksieja, prowadzącego poszukiwania wraz ze swymi kolegami na południu Rosji w Briańskich Lasach, gdzie w zimie 1942 – lato 1943 roku przebiegała linia Frontu Briańskiego.
- Odkopaliśmy 6 naszych i 11 Niemców, przy czym 4 wermachtowców w zawalonej transzei na brzegu rzeki Żizdri. Pracowaliśmy aż do zmierzchu. Pozostawiliśmy szkielety obok jamy, a sami wróciliśmy do obozu jakieś 200 metrów od nich, na polance.

No i w nocy zaczęło dziać się coś diabelskiego! Obudził nas czuwający Walera.
- Chłopaki – powiada – coś się dzieje, ale co tego nie rozumiem!
Podnieśliśmy się i słuchamy.
A tam za olszynami, gdzieśmy kopali słychać jak ktoś gada po niemiecku, niemieckie marsze, śmiechy i wizg gąsienic.
A my dosłownie przeraziliśmy się. Zabraliśmy swoje rzeczy i odeszliśmy w kierunku rzeki – jakieś pół kilometra. Tam przesiedzieliśmy do rana. A rankiem powróciliśmy na miejsce. Wszystko było na swoim miejscu, niczego nie naruszono. Szkielety leżą tak, jak je zostawiliśmy. Poszliśmy dalej, a tam… czołgowe okopy! I co najbardziej porażające – świeże ślady czołgowych gąsienic! Mech zdarty z powierzchni ziemi, jakby wczoraj jeździły tam jakieś Pantery.

Według poglądów psychotroników, w miejscach związanych z masową śmiercią ludzi i innymi dramatycznymi wydarzeniami, następuje potężny wyrzut energii i powstaje „pole pamięci”, które jest w stanie wytworzyć fantomy i różne fenomeny, które przyjęto odnosić do sfery zjawisk nadprzyrodzonych. Być może nie ma w tym niczego mistycznego, a rzecz ta została jeszcze niedostatecznie zbadana.

Źródło – „Tajny XX wieka” nr 24/2011, ss.32-33
Przekład z j. rosyjskiego i komentarz – Robert Leśniakiewicz


Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu. Zarejestruj się

_________________
Projekt 8813
Bunkerites of Poland
Złośliwość jest podstawą wszelkiej przyjaźni. Dowodzi inteligencji i zainteresowania drugą osobą


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re: Ciekawe ,tajemnicze miejsca na świecie "Rodem z horroru
PostNapisane: piątek, 7 lutego 2014, 09:31 
Offline
Rotmistrz fortyfikator
Rotmistrz fortyfikator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): środa, 25 stycznia 2012, 12:18
Posty: 2266
Lokalizacja: Galicja
Przy drodze prowadzącej z Bielaw do Pruchnowa (gmina Kłecko), po prawej stronie drogi, stoi przydrożna kapliczka. Tuż przed kapliczką, jeszcze niedawno, zaczynała się wąska polna dróżka, która prowadziła do tzw. „mogił szwedzkich”. Tam właśnie Szwedzi pochowali swoich żołnierzy poległych w dwóch bitwach, jakie rozegrały się na polach pomiędzy Brzozogajem, Dębnicą, Bielawami, Sulinem i Dziećmiarkami w II połowie XVII wieku. Pochowani tam protestanci co rusz przypominali o sobie :

Pewien gospodarz z Bielaw posłał kiedyś na pastwisko dworskie do Dębnicy swojego syna z dwoma końmi, aby ten tam je napasł. Chłopak wsiadł na jednego z koni, drugiego wziął na postronek i pojechał na pastwisko, które leżało nieopodal „szwedzkich mogił”. Tam spętał swoim koniom przednie nogi tak, by mogły się poruszać, ale nie biegać. Sam położył się na kożuchu i zasnął. Tymczasem konie same pasły się w koniczynie.

Po przebudzeniu, młodzieniec z przerażeniem ujrzał, że jeden koń spokojnie się pasie, a drugi, jakimś cudem, pogalopował w stronę byłego cmentarza. Chłopiec zaczął biec za koniem, aby go zatrzymać, lecz dystans pomiędzy nimi ciągle się powiększał. Ba, koń pędził prosto w stronę „szwedzkich mogił”. Chłopak rozpłakał się i zaczął się modlić. Wtedy też przyszła mu do głowy myśl, że trzeba wrócić na pastwisko, do pozostałego tam drugiego konia. Jak pomyślał, tak zrobił.

I jakież było jego zdziwienie, gdy po powrocie ujrzał oba konie, najspokojniej w świecie pasące się tam, gdzie je zostawił, przed położeniem się spać. Czym prędzej wsiadł więc na jednego z nich, drugiego wziął na postronek, i wrócił do domu.

Tam, po wysłuchaniu jego historii, wszyscy jednoznacznie stwierdzili, że to duch któregoś z pogrzebanych tam nieszczęśników starał się zwabić go na były cmentarz, by w ten niezwykły sposób najprawdopodobniej prosić o modlitwę. :roll:

zródło : Piastowska Korona . Zbyszek Beling

_________________
Projekt 8813
Bunkerites of Poland
Złośliwość jest podstawą wszelkiej przyjaźni. Dowodzi inteligencji i zainteresowania drugą osobą


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re: Ciekawe ,tajemnicze miejsca na świecie "Rodem z horroru
PostNapisane: piątek, 7 lutego 2014, 10:42 
Offline
Moderator
Moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): piątek, 4 marca 2005, 12:05
Posty: 1840
Lokalizacja: Shangri-La
Żołnierze z zaświatów


Pojawiają się nagle. W miejscach dawnych bitew słychać odgłosy walki, szczęk broni i tętent kopyt. Tam, gdzie w przeszłości dochodziło do strasznych rzezi, widmowe armie wciąż toczą upiorną walkę, żeby nagle rozpłynąć się powietrzu z nadejściem porannej mgły.

Brzmi fantastycznie? Są w Polsce miejsca, w których takie rzeczy się zdarzają ponoć naprawdę.

Krzyk w środku nocy
Początek I wojny światowej był okresem zaciekłych walk między dwoma mocarstwami, Austro–Węgrami i carską Rosją. W listopadzie 1914 roku, po początkowych sukcesach wojsk austriackich, armia rosyjska przeszła do kontrataku.

Wojska rosyjskie dotarły w rejon Przełęczy Żebrak i masywu Chryszczatej w Bieszczadach. Tam, w ciężkich, zimowych warunkach utworzył się front. Pod koniec lutego oddziały Austrii przeszły do natarcia. Ich celem było przyjście z odsieczą oblężonej twierdzy Przemyśl.

Walki, w których brało udział ponad 50 tys. żołnierzy, miały wyjątkowo ciężki charakter. Sroga zima, niedostatki zaopatrzenia i ciągły ostrzał artyleryjski dziesiątkowały wojska obydwu walczących stron. Na pobojowiskach okolic Chryszczatej, oprócz wielu rowów strzeleckich, pozostały tysiące poległych.

Mimo, że Austriacy prowadzili w czasie wojny akcję porządkowania pół bitewnych i budowy cmentarzy, po tej bitwie większość z ofiar pozostała jednak na placu boju. Poległych pochowali dopiero okoliczni mieszkańcy. Tutejszy las do dziś kryje dziesiątki anonimowych mogił.

Sławek z Bielska-Białej prosi, żeby nie podawać jego nazwiska.

- Nie chcę, żeby koledzy się ze mnie śmiali – mówi. I zaczyna opowieść o tym, jak wybrał się w okolice Chryszczatej.

- Czasem chodzę w góry z wykrywaczem metalu – opowiada. – Wtedy też przeszukiwaliśmy cały teren. Od razu widać było, że walki w tym rejonie były wyjątkowo ciężkie. Całe poszycie lasu pełnie jest kulek z artyleryjskich szrapneli. Trudno wśród nich wyłowić użyteczny sygnał. A nas interesują części wyposażenia, umundurowania i broń.

- Dzień przyniósł sporo znalezisk: bagnety, tasaki artyleryjskie, klamry od pasa. Zachowała się nawet rosyjska, szklana manierka. Późnym popołudniem, gdy wróciliśmy do namiotu w bazie studenckiej Rabe, spostrzegłem, że nie mam saperki. Musiała zostać tam pod szczytem góry.
Było jeszcze jasno, więc postanowiłem po nią wrócić.
Kiedy Sławek doszedł prawie na szczyt, zaczęło się robić szaro. Bez trudu odnalazł transzeję, w której musiała zostać łopatka. Przedarł się przez zarośla do niezbyt głębokiego wykopu i wtedy usłyszał dość głośną rozmowę. Właściwie były to wykrzykiwane po niemiecku rozkazy.

- Miałem wrażenie, że musiało tam być bardzo wiele osób. Nagle rozległ się świst, jak gdyby ponad szczytem przeleciał pocisk artyleryjski. Zaraz potem usłyszałem nieludzkie krzyki. Miałem wrażenie, jakby wielu ludzi przedzierało się, pędząc na oślep, przez pełen suchych gałęzi las. Ale dookoła nie było nikogo!

Nieoczekiwanie, głośny jeszcze przed chwilą, zgiełk zastąpiła cisza. Odechciało mi się szukania saperki, rzuciłem się biegiem w kierunku obozu. Nie należę do strachliwych, nigdy nie wierzyłem też w duchy.

Ale to, co przeżyłem w Bieszczadach, dało mi do myślenia. Dopiero potem dowiedziałem się, że nie byłem pierwszy. Podobno wiele osób spotkało na stokach Chryszczatej widmową armię.

Aniołowie z Mons
Relacje o widmowych armiach znane są od bardzo dawna. Najstarsze legendy o żołnierzach-widmach znane były już w starożytnej Asyrii, widmowe oddziały szturmowały tam położone na pustyni miasta. Nie brakowało ich w bitwach obydwu wojen światowych ani w czasie walk w Korei i Wietnamie.

Jedną z najsłynniejszych historii, w której główna rolę odegrały duchy, było pojawienie się widmowej armii w Mons w zachodniej Belgii. 23 sierpnia 1914 roku, w czasie zaciekłej walki zwycięstwo zdawało się stawać po stronie atakujących Niemców.

Niespodziewanie jeden brytyjskich żołnierzy zmówił łacińską modlitwę, która sprawiła, że wśród zdumionych żołnierzy zaczęli pojawiać się widmowi łucznicy. Przerażeni Niemcy ginęli dziesiątkami rażeni gradem strzał, choć na ciele żadnego z nich nie pojawiła się widoczna rana.

To zakrawało na cud. Mimo ogromnej przewagi wojsk niemieckich Brytyjczykom udało się powstrzymać natarcie nieprzyjaciela i umożliwić odwrót walczącym u swego boku Francuzom.

Całe to nieprawdopodobne zdarzenie przeszło do historii, a jego bohaterowie nazwani zostali Aniołami z Mons. I choć uważa się je tylko za piękną legendę, wielu żołnierzy, którzy brali udział w tej bitwie zaklina się, że łuczników widzieli naprawdę.
Również Przemek, który mieszka w Lublinie, wspomina podobną historię. On też nie chce ujawniać nazwiska, bo "co powiedzą znajomi".

Kilka lat temu jechał drogą z Tarnawatki do Wieprzowego Jeziora. To, co zobaczył, zostało mu w pamięci na zawsze.

- Była gwiaździsta noc – opowiada. – Mogła być godzina 21.00-21.30, podróżowałem samochodem z żoną. Mijając okolicę starego cmentarza prawosławnego zauważyłem idącą poboczem grupę 4-5 żołnierzy.

Gdy podjechałem bliżej spostrzegłem, że wyglądają jakoś dziwnie, mieli mundury z II wojny światowej i byli jakby… przykurzeni. Tak, jakby wracali właśnie z bitwy. Krzyknąłem do żony, żeby jej pokazać idące postacie i w tym momencie wszystko znikło. Do dziś nie wiem, co o tym myśleć.

Taki biedny wojak
Nie wiadomo, kim były widmowe istoty. Wiadomo natomiast, że pod Tomaszowem Lubelskim odbyły się w 1939 roku dwie bitwy, które uważa się za drugą, po bitwie nad Bzurą, największą batalię kampanii wrześniowej. Pochłonęły ogółem życie ponad 3700 żołnierzy polskich i niemieckich.

W rodzinie Przemka żywa jest również historia o półprzejrzystym żołnierzu widzianym w wodzie pobliskiego jeziora. Okrywał go ścielący się nad taflą jeziora opar. Zauważyły go dzieci. Mężczyzna wyglądał bardzo biednie, miał mundur w nieładzie. Mył twarz nabierając w dłonie wodę z jeziora. Gdy dzieci podeszły bliżej, postać rozmyła się we mgle.

- Takie dziwne zjawiska pojawiają się na ogół tam, gdzie przed laty toczyły się krwawe bitwy. Wygląda to tak, jakby żołnierze nie zauważyli swojej nagłej śmierci. Jakby próbowali doprowadzić podjętą przed laty walkę do końca – twierdzi Rafał Gawron, który penetruje dawne pola bitew.
– Słyszałem kiedyś, że duchy żołnierzy przybywają z zaświatów, żeby dokończyć niezałatwione za życia, ziemskie sprawy. Jeśli to wszystko odbywało się tu w taki straszliwy sposób, to oni jakby trzymają się tego miejsca. Dają o sobie znać przez stuki, hałasy, nawet przesuwanie przedmiotów. Czasem nam, żywym, udaje się to też przeżyć. Ale miłe to nie jest.

O niepokojących odgłosach opowiadają też mieszkańcy okolic Jordanowa. We wrześniu 1939 roku, niemiecki XXII korpus pancerny generała von dem Bacha stoczył bitwę z broniącą Wysokiej i Jordanowa 10. Brygadą Pancerno-Motorową generała Maczka.

Straty po obu stronach były ogromne. Droga wiodąca z Jordanowa do Spytkowic naznaczona została ponad pięćdziesięcioma rozbitymi niemieckimi czołgami. Jeszcze dziś, po tylu latach czasami słychać tu chrzęst gąsienic, komendy, wystrzały i krzyki rannych. Tak, jakby bitwa trwała nadal.

- Czy to można racjonalnie wytłumaczyć? – rozkłada ręce Rafał. – Czy to możliwe, żeby świat żywych i umarłych się wzajemnie przenikały?

http://przewodnik.onet.pl/dreszczyk/zol ... tykul.html

_________________
W ogóle, bracie, jeżeli nie masz na utrzymaniu rodziny, nie grozi ci głód, nie jesteś Tutsi ani Hutu i te sprawy, to wystarczy, że odpowiesz sobie na jedno zajebiście, ale to zajebiście, ważne pytanie: co lubię w życiu robić. A potem zacznij to robić.


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re: Ciekawe ,tajemnicze miejsca na świecie "Rodem z horroru
PostNapisane: piątek, 7 lutego 2014, 13:35 
Offline
generał broni
generał broni
Avatar użytkownika

Dołączył(a): sobota, 2 kwietnia 2011, 12:06
Posty: 1581
Lokalizacja: Fajna
sprzęt: Jabel/Ace 150
województwo: Lubelskie
Syn koleżanki mojej matki chodził kiedyś z wykrywaczem metalu po polu. Z wyprawy wrócił z guzikami od niemieckiego munduru, hełmem i chyba nieśmiertelnikiem. Przyniósł je do domu wyczyścił i postawił na półce. Wyszedł z domu na chwilkę a kiedy wrócił niektóre rzeczy były tam gdzie być nie powinny(szklanki były na stole chociaż przedtem stały w kredensie a nikogo nie było). W nocy natomiast usłyszał brzęk i rumor. Kiedy wstał zobaczył że na podłodze leżą rozbite szklanki i ten hełm... Następnego dnia odniósł go w te miejsce gdzie znalazł i nie miał już takich dziwnych zjawisk.

_________________
Jedyne co stoi pomiędzy tobą a twoim celem to gówniana historyjka, którą sam sobie opowiadasz, o tym dlaczego nie możesz go osiągnąć. - Jordan Belfort


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re: Ciekawe ,tajemnicze miejsca na świecie "Rodem z horroru
PostNapisane: sobota, 8 lutego 2014, 06:59 
Offline
Rotmistrz fortyfikator
Rotmistrz fortyfikator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): środa, 25 stycznia 2012, 12:18
Posty: 2266
Lokalizacja: Galicja
Człowiek z Jablem napisał(a):
Syn koleżanki mojej matki chodził kiedyś z wykrywaczem metalu po polu. Z wyprawy wrócił z guzikami od niemieckiego munduru, hełmem i chyba nieśmiertelnikiem. Przyniósł je do domu wyczyścił i postawił na półce. Wyszedł z domu na chwilkę a kiedy wrócił niektóre rzeczy były tam gdzie być nie powinny(szklanki były na stole chociaż przedtem stały w kredensie a nikogo nie było). W nocy natomiast usłyszał brzęk i rumor. Kiedy wstał zobaczył że na podłodze leżą rozbite szklanki i ten hełm... Następnego dnia odniósł go w te miejsce gdzie znalazł i nie miał już takich dziwnych zjawisk.


Właśnie o takie opowieści chodziło :bravo

Autorem niezwykłych fotografii jest major John Tulloch. Niedawno odbył on podróż na Borneo. Jednym z głównych celów jego misji było odbycie wędrówki tą samą ścieżką, jaką w 1945 r. przemierzali jeńcy wojenni, którzy trafili w ręce Japończyków. Uczestniczył też w odsłonięciu pomnika brytyjskich ofiar tragedii, która się wówczas rozegrała. Swoją podróż na położoną w Azji Południowo-Wschodniej wyspę obszernie udokumentował zdjęciami. Jedna z fotografii, wykonana w 2010 r., do tej pory nie daje mu jednak spokoju. Na rzeczonym zdjęciu zobaczyć można charakterystyczną dla wyspy bujną roślinność. Ale tym, co od razu rzuca się w oczy, są enigmatyczne, mgliste figury, które wypełniają centralną część obrazu. Jeśli dobrze się im przyjrzeć, to zaczynają one przypominać ludzkie szkielety - bez trudu można wyodrębnić w nich m.in. stopy. Cała historia zaczyna budzić jeszcze większe zaciekawienie, wymieszane z poczuciem grozy, gdy okazuje się, że właśnie tą samą ścieżką kroczyli żołnierze, którzy trafili w czasie II wojny światowej do japońskiej niewoli. Dla wielu z nich była to ścieżka śmierci - ostatnia droga, którą przebyli w swoim życiu.

"Przemierzaliśmy tę samą trasę, którą prowadził marsz śmierci. Sporo klikałem na moim aparacie. Zrobiłem ok. 200 różnych zdjęć" - opowiada 66-letni dziś John Tulloch. "Potem przeglądałem te zdjęcia na ekranie monitora i w pierwszym momencie nie zauważyłem tego, ale potem się cofnąłem i pomyślałem natychmiast: 'Co do cholery?'"

W tzw. sandokańskich marszach śmierci, które miały miejsce w tym rejonie Borneo blisko 70 lat temu, uczestniczyło 3600 przymusowych robotników z Indonezji oraz ok. 2400 aliantów. Byli to przede wszystkim żołnierze narodowości brytyjskiej oraz Australijczycy - przypomniał dziennik "Daily Mail". Przemierzali oni trasę, która liczyła ok. 250 kilometrów. W czasie podróży walczyli oni z głodem, upałem i przeraźliwym wycieńczeniem. Wielu z nich było bitych. Doszło wówczas do licznych aktów kanibalizmu. Tę prawdziwą katorgę przetrwało zaledwie sześć osób, którym udało się uciec.

Zródło : Niewiarygodne .pl


Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu. Zarejestruj się

_________________
Projekt 8813
Bunkerites of Poland
Złośliwość jest podstawą wszelkiej przyjaźni. Dowodzi inteligencji i zainteresowania drugą osobą


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re: Ciekawe ,tajemnicze miejsca na świecie "Rodem z horroru
PostNapisane: sobota, 8 lutego 2014, 10:19 
Offline
generał broni
generał broni
Avatar użytkownika

Dołączył(a): sobota, 2 kwietnia 2011, 12:06
Posty: 1581
Lokalizacja: Fajna
sprzęt: Jabel/Ace 150
województwo: Lubelskie
A zwykłe creepypasty bez wątku "historycznego" też można wrzucać? Jeśli tak to proszę a jeśli nie to usuńcie:
Suicidemouse.avi
Czy pamiętacie kreskówki z Myszką Miki z lat 30-tych? Te, które kilka lat temu zostały wydane na DVD? Słyszałem, że jedna z nich nigdy nie została wydana i jest niedostępna nawet dla najbardziej zagorzałych fanów Disneya. Z kilku źródeł wiem, że ów film to tak naprawdę nic nadzwyczajnego. Po prostu zapętlony fragment, w którym widać Mikiego idącego ulicą wzdłuż sześciu budynków. Całość trwa może dwie-trzy minuty, po czym następuje wyciemnienie ekranu. Nie ma tam też żadnej miłej dla ucha melodii. W zasadzie muzyka w tej kreskówce nie jest nawet muzyką – jest to po prostu bezładne walenie w klawisze pianina przez półtorej minuty, a przez resztę filmu słychać szum. To nie był ten Miki, którego wszyscy później polubiliśmy – nie tańczył, nawet się nie uśmiechał, po prostu sobie szedł przed siebie ze zwyczajnym wyrazem twarzy i spuszczoną głową, sprawiając wrażenie smutnego i przygnębionego. Przez pewien czas każdy myślał, że po wyciemnieniu ekranu film się po prostu skończył. Gdy Leonard Maltin recenzował starsze odcinki, decydując o tym, które z nich mają być umieszczone na kompilacji, stwierdził, że to coś jest zbyt głupie, żeby znalazło się na DVD, chciał jednak mieć cyfrową kopię nagrania ze względu na to, iż było ono stworzone przez Disneya. Gdy zgrał to do postaci cyfrowej i zapisał plik na dysku swojego komputera, zauważył dziwną rzecz...
Cała kreskówka trwała dokładnie 9 minut i 4 sekundy.

Mój znajomy, asystent prezesa Walt Disney Pictures i zarazem kolega pana Maltina, dostarczył mi takie oto informacje mailem:

„Wyciemnienie trwało do szóstej minuty, potem znów widać było Mikiego idącego ulicą. Jednak dźwięk był już zupełnie inny. To był bełkot. Nie był to jednak żaden język, brzmiało to bardziej jak mocno zniekształcony odgłos płaczu. Hałas robił się coraz głośniejszy, na obrazie zaczęły pojawiać się dziwne zakłócenia. Chodnik jakby zaczął się cofać pod nogami myszki, a na ponurej twarzy Mikiego powoli zaczął pojawiać się uśmiech. W siódmej minucie bełkot zmienił się w przerażający, bardzo nieprzyjemny dla ucha krzyk, a obraz zaczął się robić jeszcze dziwniejszy. Zaczęły pojawiać się kolory, co w tamtych czasach nie było możliwe. Twarz Mikiego zaczęła się deformować, oczy przemieściły się w zupełnie inne miejsce – jakby na podbródek. Budynki w tle zaczęły falować w powietrzu, a chodnik wciąż się cofał, a potem kierował we wszystkie możliwe strony. Ten przeraźliwy krzyk trwał aż do ósmej minuty, a potem nagle na ekranie pojawiła się twarz Myszki Miki w akompaniamencie muzyki, która brzmiała jak zepsuta pozytywka. To trwało przez jakieś 30 sekund. Pan Maltin się przeraził i wybiegł z pokoju, po czym zamknął płytę z nagraniem w sejfie. A co było w ostatnich 30 sekundach filmiku? Niestety, udało mi się zdobyć jedynie szczątkowe informacje na ten temat. Od ochroniarza, który robił obchód w studio wiem, że któryś z pracowników po obejrzeniu zapisanego na dysku filmu do końca wybiegł z pokoju blady jak ściana, mówiąc siedem razy: „Prawdziwe cierpienie nie jest znane”, po czym wyciągnął pierwszemu napotkanemu ochroniarzowi pistolet i strzelił sobie w głowę. Jedyne co się dowiedziałem to to, że ostatnią klatką filmu był ponoć tekst w języku rosyjskim, który dosłownie można było przetłumaczyć „Znaki piekła wciągają oglądających do środka”. Z tego co wiem, nikt inny nie oglądał całego filmu, ale niektórzy pracownicy próbowali wrzucić nagranie na Rapidshare, za co od razu wylatywali dyscyplinarnie z pracy. Jeśli to nagranie znajduje się gdzieś w sieci, prawdopodobnie nosi tytuł „suicidemouse.avi”. Gdy uda Ci się odnaleźć ten film, pod żadnym pozorem go nie oglądaj i skontaktuj się ze mną telefonicznie, obojętnie o której godzinie.

Czekam na kontakt, T.R.”
źródło: http://plcreepypasta.blogspot.com/

_________________
Jedyne co stoi pomiędzy tobą a twoim celem to gówniana historyjka, którą sam sobie opowiadasz, o tym dlaczego nie możesz go osiągnąć. - Jordan Belfort


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re: Ciekawe ,tajemnicze miejsca na świecie "Rodem z horroru
PostNapisane: sobota, 8 lutego 2014, 12:41 
Offline
Rotmistrz fortyfikator
Rotmistrz fortyfikator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): środa, 25 stycznia 2012, 12:18
Posty: 2266
Lokalizacja: Galicja
Z tą Myszką Miki to przesadziłeś , ale niech zostanie :D Tak na serio wolałbym ,żeby w temacie były wrzucane opowieści ,legendy związane z historią danego miejsca lub wydarzenia . :piwko
Następna legenda :

W lesie w pobliżu Pietrzwałdu, na terenie Parku Krajobrazowego Wzgórz Dylewskich, znajduje się piękny, granitowy głaz. Według przekazów ustnych dawnych mieszkańców okolicy jest to mityczny Kamień Ofiarny pochodzący z czasów pruskich. Las, w którym znajduje się kamień, nazywany był przed wojną „Spróchniałymi Świerkami” (Müllsfichten). W tradycji lokalnej utrwaliło się, że na kamieniu składano krwawe ofiary z koni i ludzi. Wykutymi w nim otworami i rowkami do ziemi miała spływać krew, dla uczczenia . Opowiadano o pewnym gospodarzu, który wracał do domu wieczorem przed Św. Janem (23/24 czerwca). Zamarudził nieco w karczmie u Matzmora, a potem, chcąc skrócić sobie drogę, poszedł ścieżką przez polanę w lesie Müllsfichten, tuż obok Kamienia Ofiarnego. Spod głazu wychynęła się nagle zwiewna kobieca postać w bieli i porwała mężczyznę do tańca. Wirowali w pląsach aż na skraj lasu, do studni koło drogi przy pierwszych zabudowaniach Wysokiej Wsi. Tam boginka uchwyciła biedaka w żelazne objęcia i niczym trąba powietrzna miotała nim wokół cembrowiny aż ten wył wniebogłosy. Zjawa uleciała w powietrze, a nieszczęśnik padł w pył polnej drogi, skąpany we własnym pocie. Długie tygodnie spędził potem w malignie, na przemian wzywając wszystkich Świętych i przyzywając swą zjawiskową tancerkę

źródło: Wiesław Skrobot, Uroczysko, Nr 65 jesień 2012
Fot. OSK Sasinia


Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu. Zarejestruj się

_________________
Projekt 8813
Bunkerites of Poland
Złośliwość jest podstawą wszelkiej przyjaźni. Dowodzi inteligencji i zainteresowania drugą osobą


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re: Ciekawe ,tajemnicze miejsca na świecie "Rodem z horroru
PostNapisane: poniedziałek, 10 lutego 2014, 10:54 
Offline
Rotmistrz fortyfikator
Rotmistrz fortyfikator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): środa, 25 stycznia 2012, 12:18
Posty: 2266
Lokalizacja: Galicja
Historia ta wydarzyła się na Śląsku Opolskim. Rodzina R. trafiła tam razem z innymi Polakami przesiedlonymi z polskich Kresów Wschodnich na miejsce Niemców, którzy uciekli, kiedy II wojna światowa miała się ku końcowi. Rodzina R. otrzymała mały, ale bardzo dobrze utrzymany domek z przyległym do niego sadem. W porównaniu z majątkiem, jaki pozostawili na Kresach dom wydawał się być nędznym ochłapem rzuconym na pocieszenie. Nie protestowali, cieszyli się, że żyją i są razem. Przetrwanie całej rodziny, zważywszy na represje, jakim komuniści poddawali osoby zamożne, graniczyło z cudem.

Wszędzie panował iście niemiecki porządek. Jednak niewielki budynek na skraju sadu pozostawał w rażącej sprzeczności do całej reszty gospodarstwa. Z zewnątrz wyglądał na porządną podmurowaną altanę, ale w środku znajdowała się istna graciarnia. Rzeczy poupychane i poustawiane jedne na drugich wypełniały szczelnie całą przestrzeń. Senior rodu R. postanowił, że uporządkowaniem altany zajmą się później. Rozpakowanie ich skromnego bagażu oraz ogrzanie domu to zadania priorytetowe. Przesiedleńcy szybko rozgościli się w nowym miejscu. Zarówno dziadkowie, jak ich syn z żoną i dziećmi cieszyli się i snuli plany na przyszłość. Pani domu myślała, jak najlepiej zagospodarować ogródek warzywny. Jej mąż chciał poprawić parę rzeczy wokół domu. Przyszedł czas na altankę, w której mogły znajdować się niezbędne narzędzia. W noc poprzedzającą "atak na altanę", jak żartobliwie określał zamierzone prace młodszy pan R., miały miejsce dziwne wydarzenia. Zerwał się silny wiatr, powodując oderwanie kawałka rynny. Zwisający fragment hałasował niemiłosiernie. Ojciec i syn wyszli, aby naprawić uszkodzenie. Nagle zauważyli dziwne światło pojawiające się w okolicach altany. Światło na przemian gasło i zapalało się. Mężczyźni bez namysłu złapali siekiery i tak uzbrojeni ruszyli na zwiad. Kiedy doszli na miejsce światło zniknęło, a wiatr ustał. Uznali, że coś im się przywidziało. Rano rozpoczęli zaplanowaną pracę. Po dwóch godzinach wrócili do domu poranieni i podrapani. Młodszy oświadczył: "Mam wrażenie, że nie porządkuję altany tylko walczę z dzikim zwierzęciem, które niemiłosiernie kąsa. Tam wszędzie są jakieś pręty, gwoździe, drzazgi, coś niesamowitego"
Od tego dnia rozpoczął się ciąg niesamowitych i niepokojących zdarzeń. Światło pojawiało się regularnie, przedmioty kaleczyły dłonie i spadały na głowy mieszkańców nie wiadomo skąd, wiatr pojawiał się nagle czyniąc liczne szkody. Prace trwały i "choć polskiej krwi przelano wiele", wreszcie budynek został uporządkowany. Nie znaczy to wcale, że owe ataki niewidzialnej siły zakończył się. Wprost przeciwnie, trwały w najlepsze.

W tym czasie u państwa R. zatrzymał się ich krewny z rodziną. Oczekiwał na podobny przydział lokalowy. Pan ten był z zawodu geodetą, a z zamiłowania radiestetą. Postanowił zbadać teren za pomocą metod radiestezyjnych. Sprawdził dom, sad i altankę również. Kategorycznie wykluczył żyły wodne i inne zadrażnienia geopatyczne. Natomiast stwierdził obecność metalowych przedmiotów pod podłogą altany. Oczywiście postanowiono sprawdzić zasadność tej tezy. Skrytka była tak sprytnie zamaskowana, że gdyby nie pomoc wahadła, nie odkryto by jej. W środku znajdował się istny arsenał broni, granatów i Bóg wie, czego jeszcze. W tej sytuacji zawiadomiono wojsko, przyjechali saperzy i opróżnili skrytkę. Sprawdzili też cały teren wykrywaczem metalu.

Jak się Państwo domyślacie, wszystkie niepożądane zjawiska ustały.

Czy dusza traktowała ten arsenał jako swój skarb czy też jako potencjalne zagrożenie dla domowników? Dla mnie to pytanie pozostaje otwarte.
Źródło: Biuro Duchów

_________________
Projekt 8813
Bunkerites of Poland
Złośliwość jest podstawą wszelkiej przyjaźni. Dowodzi inteligencji i zainteresowania drugą osobą


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re: Ciekawe ,tajemnicze miejsca na świecie "Rodem z horroru
PostNapisane: wtorek, 11 lutego 2014, 12:35 
Offline
Rotmistrz fortyfikator
Rotmistrz fortyfikator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): środa, 25 stycznia 2012, 12:18
Posty: 2266
Lokalizacja: Galicja
W sierpniu 1942 r. siły alianckie, złożone głównie z brytyjskich i kanadyjskich komandosów, zaatakowały zajęty przez Niemców port Dieppe w Normandii. Była to próba generalna przed inwazją na Europę. Walka trwała cztery i pół godziny. Z sześciu tysięcy nacierających zginęło niemal cztery tysiące. Dziewięć lat później dwie Angielki wybrały się na urlop do wioski pod Dieppe. W nocy obudziła je gwałtowna strzelanina. Potem usłyszały krzyki, odległe wybuchy i wycie nurkujących bombowców. Hałasy trwały niecałą godzinę, nastąpiła krótka cisza, po czym niewidzialna bitwa toczyła się dalej. O szóstej rano wszystko umilkło.
Po powrocie Angielki spisały swoje przeżycia i przekazały je londyńskiemu Stowarzyszeniu Badań Psychicznych. Badacze przejrzeli w archiwach dokumenty dotyczące fatalnego ataku. I okazało się, że wszystkie fazy „niewidzialnej bitwy” opisane przez turystki odpowiadają dokładnie temu, co działo się pod Dieppe przed laty…

_________________
Projekt 8813
Bunkerites of Poland
Złośliwość jest podstawą wszelkiej przyjaźni. Dowodzi inteligencji i zainteresowania drugą osobą


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re: Ciekawe ,tajemnicze miejsca na świecie "Rodem z horroru
PostNapisane: czwartek, 13 lutego 2014, 08:57 
Offline
Rotmistrz fortyfikator
Rotmistrz fortyfikator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): środa, 25 stycznia 2012, 12:18
Posty: 2266
Lokalizacja: Galicja
Opowiadanie kobiety mieszkającej koło Wielunia :

- mieszkam w pobliżu Wielunia (w którym to padły pierwsze strzały podczas II wojny światowej). W wiosce obok znajduje się stary las. Mój Dziadek zawsze bał i boi do tej pory się do niego wejść w nocy (Dziadek nie należy do osób strachliwych). Nigdy nie wiedziałam czym to jest spowodowane do czasu aż nie opowiedział mi pewnej historii. Kiedy Dziadek po II wojnie światowej poznał moją śp. Babcię, dzieliło Ich kilka kilometrów. Ponieważ Dziadkowi bardzo zależało na kontynuowaniu tej znajomości a nie miał jak dojeżdżać do Babci to postanowił chodzić przez las na pieszo (najkrótsza droga). Pewnego razu (dokładnie z 31.08 na 1.09), kiedy wracał ok. 3 nad ranem do domu przez ten las coś usłyszał w oddali. Postanowił przystanąć i baczniej się przysłuchać tym dźwiękom. Odgłosy, które usłyszał bardzo Jego przeraziły. Słyszał jak wojsko idzie na wojnę oraz strzały z pistoletów (działo się to kilka lat po zakończeniu wojny). Do dnia dzisiejszego pobliscy mieszkańcy tego lasu opowiadają, że właśnie w rocznicę wybuchu wojny nikt nie wchodzi do tego lasu a w nocy słychać wędrujące na Wieluń wojska.

Ile w tym jest prawdy? Nie wiem sama. Wierzę mojemu Dziadkowi, ponieważ jest On bardziej osobą sceptyczną, racjonalnie podchodzącą do życia i takich zjawisk. Jednak ten las odkąd pamiętam Go przeraża. Opowieści pobliskich mieszkańców pokrywają się z opowieściami mojego Dziadka.

_________________
Projekt 8813
Bunkerites of Poland
Złośliwość jest podstawą wszelkiej przyjaźni. Dowodzi inteligencji i zainteresowania drugą osobą


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re: Ciekawe ,tajemnicze miejsca na świecie "Rodem z horroru
PostNapisane: sobota, 19 września 2015, 19:24 
Offline
Rotmistrz fortyfikator
Rotmistrz fortyfikator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): środa, 25 stycznia 2012, 12:18
Posty: 2266
Lokalizacja: Galicja
Ucieczka z Góry Umarłych : czytelnicy z pewnością dobrze znają historię dramatycznego finału wyprawy radzieckich studentów w rejon uralskiej Góry Umarłych. Choć większość osób, które zajmowały się badaniem ich przypadku nie żyje, warto zapoznać się z relacjami tych, którzy wciąż pamiętają tragedię z 1959 roku. Tymczasem tajemnica trwa nadal i żadna z wysuniętych dotąd hipotez zdaje się nie wyjaśniać do końca tragedii 9 osób, które w pośpiechu i przerażeniu opuściły obóz rozbity w miejscu uznawanym przez miejscowe plemiona za temat tabu. Co ciekawe, nie byli oni jedynymi ofiarami miejsca, które wkrótce nazwano Przełęczą Diatłowa.

MISTYKA

Dziwnym zbiegiem okoliczności na Górze Umarłych kilkukrotnie ginęły grupy składające się z 9 osób. Jedna legenda głosi, że dawno temu na górze życie straciło dziewięciu Mansów. Zimą 1959 roku w ten rejon wybrało się 10 turystów, jednak wkrótce jeden z nich musiał z powodów zdrowotnych zrezygnować z udziału w wyprawie. Tak więc pozostało ich dziewięciu…

W przypadki można wierzyć lub nie, jednak prawie 40 lat później (opisana tu wyprawa miała miejsce 1999 roku, a szczegóły najnowszej wyprawy do Przełęczy Diatłowa zaprezentowano poniżej) uczestnictwo w wyprawie składającej się z 9 osób wywoływało mieszane uczucia. Kiedy spotkaliśmy się na dworcu w Swierdłowsku okazało się, że jest nas dziewięcioro. Ponieważ jednak trójka z nas nie mogła dołączyć do ekspedycji pozostali odetchnęli z ulgą. Mieliśmy jeszcze sporo czasu więc wybraliśmy się do miasta by spotkać się z tymi, którzy znali uczestników tragicznej wyprawy.

Udało nam się odnaleźć Walerię Patruszewą, wdowę po lotniku, który jako pierwszy zobaczył z powietrza ciała zaginionych.

– Mój mąż Gennadij spotkał ich w hotelu w miejscowości Wiżaj, w którym zatrzymali się przed wyruszeniem na ekspedycję. Ponieważ Giennadij interesował się miejscowymi legendami zaczął namawiać młodych ludzi aby zrezygnowali z wyprawy w góry, które w miejscowym języku mają nazwy takie jak: „Nie idź tam!” czy „Góra dziewięciu zmarłych!”. Jednak to byli doświadczeni turyści, w mistykę nie wierzyli. Ich szef, Igor Diatłow był człowiekiem twardo stawiającym na swoim, ile by go nie namawiać, trasy wyprawy nie zmienił…

Wyprawa posiadała trzecią kategorię trudności obejmując podejście pod stosunkowo niewysokie góry. Trasa była ciężka, jednak w zupełności do przejścia. Przy takich warunkach absolutnie nic nie wskazywało na to by miała wydarzyć się tragedia.
40 lat później płyniemy rzeką Łozwa – dokładnie wzdłuż trasy, którą grupa Diatłowa zbliżała się do wzgórz. Przyroda wokół jest zniewalająca, widoki jak z albumów fotograficznych i wszechogarniająca cisza. Wciąż trzeba sobie mówić, że wystarczy jeden błąd w tym usypiającym otoczeniu by zginąć…

Błąd „diatłowców” polegał na tym, że nie posłuchali rad i wybrali się w „zakazane” miejsce…

Jaki błąd popełniliśmy dowiedzieliśmy się dopiero później od miejscowych. Nie powinniśmy byli przechodzić przez Złote Wrota – dwa olbrzymie głazy na szczycie jednej ze skał. Nagłą zmianę stosunku do nas miejscowych bóstw, lub jak kto woli po prostu przyrody, odczuli boleśnie nawet zatwardziali materialiści. Prawie od razu rozpoczęła się ulewa trwająca przez tydzień (rzecz niebywała jak twierdzą tubylcy), rzeki wylały z brzegów, suche fragmenty gleby pod naszymi namiotami zaczęły w katastroficznym tempie kurczyć się. Doszło do sytuacji, że nawet odwrót w tych okolicznościach był śmiertelnie niebezpiecznym zadaniem.

CO ICH ŚMIERTELNIE PRZERAZIŁO?

Tymczasem 40 lat wcześniej było znacznie gorzej. 1 lutego 1959 roku grupa Diatłowa rozpoczęła podejście na bezimienne wtedy wzgórze nr 1049. Dziś wszyscy znają je jako Górę Umarłych lub Przełęcz Diatłowa. To właśnie tam 2 lutego (lub dzień wcześniej) z niewyjaśnionych dotąd przyczyn doszło do tragedii. Ponieważ zapadał zmrok turyści zdecydowali się rozbić obozu na stoku. To potwierdza, że nie bali się trudności – na stoku, gdzie nie ma osłony lasu jest dużo zimniej niż u podnóża góry. Rozbili namiot na rozstawionych nartach, zjedli kolację… W jednym z odtajnionych dokumentów (w podsumowaniu) napisane jest, że ani sposób rozbicia namiotu ani nachylenie stoku nie stanowiły zagrożenia. Na podstawie cieni widocznych na ostatnim wykonanym przez grupę zdjęciu, eksperci orzekli, że o godzinie 18 namiot już stał. Grupa szykowała się do snu, kiedy wydarzyło się coś strasznego.
Jakiś czas później śledczy spróbowali odtworzyć przebieg wypadków. W panicznym przerażeniu, rozcinając nożami poły namiotu członkowie wyprawy rzucili się do ucieczki w dół stoku. Każdy tak jak był – na bosaka, w jednym bucie, w bieliźnie. Trop ich ucieczki dziwnie zygzakował, ślady rozdzielały się a później schodziły tak, jakby chcieli się rozdzielić a jakaś siła łączyła ich z powrotem. Nie było żadnych śladów walki ani tropów innych osób podobnie jak śladów zjawisk naturalnych, takich jak huragan czy lawina.

Pilot G. Patruszew zauważył dwa ciała z powietrza. Wykonał samolotem kilka kół nad nimi w nadziei, że ludzie podniosą głowy. Grupa poszukiwawcza, która wkrótce nadciągnęła (jednego z jej uczestników S.A. Werchowskiego udało nam się odnaleźć) rozpoczęła rozkopywać śnieg i wkrótce dokonała makabrycznego odkrycia.

Dwa ciała, w samej bieliźnie, znaleziono w miejscu, w którym najwidoczniej próbowano rozpalić ognisko. 300 metrów dalej leżał Igor Diatłow. Zmarł ze wzrokiem wbitym w namiot, do którego próbował się doczołgać. Na jego ciele nie było żadnych obrażeń. Kolejne zwłoki znajdowały się bliżej namiotu. Czaszka ofiary była pęknięta. Straszliwy cios rozbił kość nie powodując rozdarcia skóry, jednak nie to było przyczyną śmierci, lecz wychłodzenie organizmu. Najbliżej do namiotu doczołgała się dziewczyna. Leżała z twarzą w śniegu zbroczonym krwią, która wyciekła z jej ust. Odgryzła sobie język, jednak poza tym ciało nie posiadało żadnych innych obrażeń.
eszcze większą zagadkę stanowiły kolejne trzy ciała znalezione nieco dalej od ogniska. Najwyraźniej zostały tam odciągnięte przez jeszcze żyjących wtedy uczestników tragicznej wyprawy. Zginęli w straszny sposób: mieli połamane żebra, uszkodzone czaszki, wewnętrzne krwotoki. Jak mogło dojść do tak rozległych obrażeń bez uszkodzenia skóry? Jeszcze trochę dalej znaleziono ostatnie ciało. Według akt sprawy zgon nastąpił w wyniku działania niskiej temperatury. Mimo to do dzisiaj, żadna z wysuwanych hipotez przyczyn śmierci turystów nie jest tą ostateczną. Pomimo wielu prób wyjaśnienia tragedii pozostaje ona nadal zagadką zarówno dla badaczy anomalnych miejsc jak i dla organów ścigania.

Długo szukaliśmy tych, którzy dokonywali oględzin ciał. Chirurg I. Prutkow już nie żyje. Pozostali lekarze A.P. Taranowa, P. Gel, Szaronin szczegółów nie są w stanie sobie przypomnieć. Jednak zupełnie nieoczekiwanie (cuda się zdarzają!) spotkaliśmy byłą asystentkę Prutkowa, Marię Iwanowną Solter. Turystów widziała jeszcze za życia, dlatego rozpoznała trupy po ubraniach. Co więcej, twierdzi, że ciał było nie 9 a 11. Skąd wzięły się 2 kolejne ciała, tego nie wie. W celu przeprowadzenia autopsji tragicznie zmarłych przywieziono wpierw do szpitala wojskowego, za wyjątkiem jednego ciała, które od razu odwieziono do Swierdłowska. Podczas sekcji, jeden z obecnych tam wojskowych wskazał na Solter i zapytał Prutkowa: „Po co wam ona?”. Prutkow mimo, iż był bardzo kulturalną osobą kazał jej się natychmiast wynosić. Mimo, że nie była obecna przy samej sekcji kazano jej podpisać zobowiązanie o zachowaniu tajemnicy. Jak twierdzi kazano to robić wszystkim, którzy mieli do czynienia z ciałami – nawet kierowcom, którzy je przywieźli.

Z czasem zaczęły wychodzić na jaw inne szokujące fakty. Były prokurator-kryminolog L.N. Łukin wspomina: „W maju wraz z J.P. Maslennikowem przeprowadzając oględziny miejsca wydarzeń zauważyliśmy, że niektóre młode choinki na skraju lasu mają nadpalone pnie. Ślady te jednak nie miały jakiegoś koncentrycznego układu, nie było swego rodzaju epicentrum źródła ciepła. Świadczy to o tym, że źródło było ukierunkowane, jak promień lub silna, ale nieznana nam energia działająca wybiórczo. Śnieg nie był stopiony, drzewa nie były uszkodzone. Sprawiało to wrażenie, jakby ktoś w sposób ukierunkowany rozprawił się z turystami po tym jak zbiegli 500 metrów w dół stoku.”

WERSJA RAKIETOWA

Pośród badaczy pojawiła się wersja, iż grupa turystów zginęła przez to, że stali się mimowolnymi świadkami eksperymentów z tajną bronią. Podobno skóra na ich ciałach miała nietypowy fioletowy lub pomarańczowy kolor. Kryminolodzy rzekomo byli tym zdziwieni wiedząc, że jeśli ciało leży w śniegu nawet przez miesiąc skóra nie może zabarwić się w ten sposób. Z drugiej strony, Maria Solter twierdzi, że skóra była po prostu bardzo ciemna – jak to u trupów.
Gdyby jednak skóra miała faktycznie pomarańczowy odcień świadczyć mogłoby to o oddziaływaniu paliwa rakietowego. Pewnym potwierdzeniem „teorii rakietowej” jest odnalezieni niedaleko miejsca śmierci grupy Diatłowa dziwnej 30 centymetrowej obręczy, która jak się okazało jest częścią radzieckiej rakiety bojowej. Wzbudziło to kolejne dywagacje na temat tajnych eksperymentów. Miejscowa badaczka i dziennikarka Rimma Aleksandrowa Peczurkina mówi o tym, że członkowie grup poszukiwawczych dwukrotnie, 17 lutego i 31 marca 1959, wspominali o dziwnych obserwacjach na niebie „czy to rakiet czy też NOL-i”. W celu wyjaśnienia tej kwestii grupa Kosmopoisk w kwietniu 1999 przeanalizowała radzieckie materiały, z których wynika, iż w tym okresie nie przeprowadzano żadnych testów rakiet. 17 lutego 1959 w USA odpalono rakietę „Avangard – 2” jednak jej start nie mógł być obserwowany z terytorium Syberii. 31 marca 1959 z Bajkonuru odpalono rakietę R-7, ale start był nieudany. Z poligonu w Pljesiecku rakiety odpalano począwszy od 1960 roku. Ich budowę rozpoczęto w 1957 roku, teoretycznie więc możliwy jest jakiś próbny start R-7 w 1959 roku. Tym nie mniej paliwo tych rakiet nie było toksyczne.

Jest jeszcze jeden ślad świadczący na korzyść „teorii rakietowej”. Turyści przemierzające te rejony często wspominają o głębokich lejach, na które można się natknąć. Nasza ekspedycja z dużym trudem odnalazła dwa takie miejsca, które przebadaliśmy. Nie mogły pochodzić od eksplozji z 1959 roku ponieważ w jednym z nich rosła brzoza, której wiek obliczono na 55 lat. Tak więc jeśli lej powstał w wyniku detonacji musiała ona nastąpić nie później niż w 1944 roku. Oczywiście można przyjąć to za realne biorąc pod uwagę ćwiczebne bombardowania prowadzone w tym rejonie w czasach II Wojny Światowej. Jednak lej… silnie promieniował, co odkryliśmy, ku naszemu zaskoczeniu, dzięki licznikowi Geigera. Radioaktywne bomby w 1944 roku? Przecież to bzdura…

RADIOAKTYWNY TROP

Wspomniany już kryminolog L.N. Łukin mówił o tym, co go zaskoczyło najbardziej w 1959 roku kiedy składał raport wstępny I-emu sekretarzowi komitetu rejonowego KPZR A.S. Kirilenko. Padło wtedy wyraźne polecenie aby całe śledztwo utajnić, turystów pochować w zabezpieczonych grobach a krewnym powiedzieć, że wszyscy zginęli z powodu wychłodzenia. Łukin przeprowadził jeszcze odrębne badania ubrań tragicznie zmarłych. „Próbki ubrań posiadają podwyższony stopień promieniowania. Elementy radioaktywne ulegają zmyciu, tym samym można przyjąć, iż są efektem radioaktywnego skażenia a nie bezpośredniego napromieniowania strumieniem neutronów”.
W jaki sposób turyści mogli znaleźć się w strefie oddziaływania radioaktywnego pyłu? W tym czasie na terenie ZSRR nie przeprowadzano już prób jądrowych w atmosferze. Ostatnia taka eksplozja miała miejsce 25 października 1958 roku na Nowej Ziemi. Czyżby całe to terytorium było zasypane pyłem radioaktywnym w wyniku wcześniejszych detonacji? Nie można tego wykluczyć. Tym bardziej, że Łukin zabierał ze sobą na miejsce tragedii licznik Geigera, który rzekomo tam „szalał”.

A może, ślady radioaktywności nie mają nic wspólnego ze śmiercią grupy Diatłowa? Przecież radioaktywności nie zabija w tak krótkim czasie i nie wypędza ludzi z namiotów! Jeśli nie ona to kto lub co?

Próbując wyjaśnić przyczyny tragedii wysuwano przeróżne hipotezy – od pioruna kulistego po czynnik technologiczny. Jedna z hipotez mówi, że grupa dostała się w rejon gdzie przeprowadzano eksperymenty z bronią próżniową. W jej wyniku skóra turystów nabrała (rzekomo) pomarańczowego odcienia, nastąpiły liczne obrażenia narządów i wewnętrzne krwotoki (w ZSRR prace nad bronią próżniową rozpoczęto dopiero pod koniec lat 60-tych. Tym samym tę hipotezę można wykluczyć – przyp. INFRA).

Przez jakiś czas podejrzenia padały na miejscowych Mansów. Jeszcze w latach 30-tych dokonali oni mordu na kobiecie-geologu, która ośmieliła się wejść na ich świętą górę. Po tragedii Diatłowa i jego towarzyszy aresztowano wielu przedstawicieli tego plemienia, lecz… wkrótce ich wypuszczono z powodu braku dowodów winy. Tym bardziej, że niezwykłe zdarzenia w zakazanej strefie nie zakończyły się…

ŚMIERĆ ZNOWU ZBIERA ŻNIWO

Wkrótce po śmierci uczestników wyprawy Diatłowa w niewyjaśnionych okolicznościach (co by świadczyło na korzyść hipotezy o udziale służb specjalnych) popełnia samobójstwo pracownik służby bezpieczeństwa, który za namową G. Patruszewa na własną rękę próbował zająć się rozwiązaniem zagadki.
W lutym 1961 roku w rejonie Góry Umarłych w mniej więcej podobnych okolicznościach co grupa Diatłowa ginie jeszcze jedna grupa turystów z Leningradu. Znowuż miały miejsce oznaki niebywałego przerażenia: rozcięte namioty, pozostawione rzeczy, ślady ludzi, którzy rozbiegli się w różne strony. I znowuż 9 ciał, tyle że tym razem, ułożonych w krąg wokół namiotu. Ale to tylko jedna z opowieści tubylców. Nie udało nam się znaleźć potwierdzenia tej kolejnej tragedii w oficjalnych dokumentach. Tak więc albo to plotka albo tym razem sprawę udało się bardziej skutecznie zatuszować. Podobnie jak jeszcze jedną historię z udziałem 3 trupów, o której też chodzą słuchy.

Jednak minimum choć jeszcze jeden raz w historii Góry Umarłych pojawia magiczna liczba 9, która znajduje potwierdzenie w dokumentach. Na przełomie 1960 i 1961 roku w trzech następujących jedna za drugą katastrofach lotniczych ginie w sumie dziewięć osób, pilotów i geologów. Jednym z nich był G. Patruszew – ten, który pierwszy zobaczył ciała „diatłowców” i który na własną rękę badał tajemniczą historię ich śmierci.

Góra Umarłych osnuta jest też innymi opowieściami. W latach 70. długo szukano i nie odnaleziono zaginionego młodego geologa. Ponieważ był synem wysoko postawionego urzędnika szukano szczególnie dokładnie. Jednak tak naprawdę można było tego nie robić – on znikł dosłownie na oczach swych towarzyszy. Takich zaginięć było wiele. Kiedy byliśmy tam na jesieni 1999 roku właśnie trwały poszukiwania zaginionej pary małżonków.
ŚLADY PROWADZĄ DO NIEBA

Jedną z wersji rozpatrywanych już wtedy, pod koniec lat 50-tych była ta mówiąca o udziale w tragedii czegoś co teraz byśmy nazwali UFO. Rzecz w tym, iż w czasie poszukiwań zaginionych i prowadzonego śledztwa nad głowami ratowników i kryminologów rozgrywały się rzeczy niezwykłe – przelatywały ogniste kule i pojawiały się świecące obłoki. Nikt nie mógł zrozumieć co to takiego i tym bardziej te niezwykłe fenomeny wydawały się być przerażające.

Telegram do komitetu miejskiego partii w Swierdłowsku 31 marca 1959 roku o godz. 9.30:

„31 marca o godz. 4.00 w kierunku południowo-wschodnim dyżurny Meszieriakow zauważył duże ogniste koło, które w ciągu 20 minut zbliżyło się do nas by skryć się następnie za wzniesieniem 880. Przed zniknięciem w środku koła pojawił się obiekt w kształcie gwiazdy, który następnie zaczął zwiększać się do rozmiaru księżyca, później opadać i oddzielać się od koła. Niezwykłe zjawisko obserwowało wiele osób. Prosimy o wytłumaczenie tego zjawiska i czy jest niebezpieczne. Z naszego punktu widzenia robiło to niepokojące wrażenie. Awenburg, Potalow, Sorgin.”
.N. Łukin : „W czasie śledztwa w gazecie „Tagilski Robotnik” pojawiła się malutka wzmianka o tym, że na niebie nad Niżnym Tagiłem pojawiła się ognista kula czyli jak to się teraz mówi UFO. Ten świetlisty obiekt przesuwał się powoli w stronę Uralu. Za tę publikację redaktor został zwolniony a mi natomiast polecono nie zajmować się tą sprawą.”

Przyznać musimy, że w czasie naszej ekspedycji niczego niezwykłego na niebie nie widzieliśmy, być może dlatego, że niebo cały czas zaciągnięte było ciężkimi chmurami. Ulewny deszcz ustał dopiero wtedy kiedy jakimś cudem udało nam się wydostać ze złowrogiego rejonu. Miejscowe bóstwo Złotej Bramy dało ostatecznie znać, iż odpuszcza nam nasze grzechy gdy śladami niedźwiedzia natrafiliśmy do jego wodopoju akurat wtedy gdy skończyły nam się zapasy świeżej wody. Z pewnością to nic więcej jak zbiegi okoliczności, a wszystkie te niezwykłe zdarzenia na Górze Umarłych to po prostu łańcuch takich przypadków. Nie udało nam się znaleźć przyczyny śmierci turystów choć doszliśmy do wniosku, że starty rakiet nie mają z tym raczej nic wspólnego.
Już po powrocie do Moskwy zadzwoniłem do wdowy po pilocie Patruszewie, aby zapytać co tak ciągnęło go do tego by ciągle wracać nad Górę Umarłych:

– Mówił, że coś ciągle przyciągało go tam. W powietrzu często widywał świecące kule a wtedy samolotem zaczynało trząść, przyrządy odmawiały posłuszeństwa a głowa zaczynała potwornie boleć. Wtedy zmieniał kurs i wszystko wracało do normy. Później znowu tam wracał. Mi mówił, że niczego się nie boi, że nawet jeśli silnik przestanie pracować uda mu się wylądować”.

Według oficjalnej wersji pilot Gennadij Patruszew zginął podczas próby awaryjnego lądowania…

Autor: Wadim Czernobrow
Źródło oryginalne: Kosmopoisk
W artykule wykorzystano zdjęcia pochodzące ze strony infodjatlov.narod.ru


Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu. Zarejestruj się

_________________
Projekt 8813
Bunkerites of Poland
Złośliwość jest podstawą wszelkiej przyjaźni. Dowodzi inteligencji i zainteresowania drugą osobą


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re: Ciekawe ,tajemnicze miejsca na świecie "Rodem z horroru
PostNapisane: sobota, 21 listopada 2015, 19:15 
Offline
Rotmistrz fortyfikator
Rotmistrz fortyfikator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): środa, 25 stycznia 2012, 12:18
Posty: 2266
Lokalizacja: Galicja
Takie sytuacje powtarzają się od lat. W nocy słychać, jak żołnierze maszerują. Czasami widać ich w zrujnowanym dworze albo na pobliskim grzęzawisku. Pojawiają się też przy średniowiecznym kościele, w centrum wioski! Przez zombie nie da się normalnie żyć. Skąd nazistowskie komando w małej wiosce?We wrześniu tego roku archeolodzy odkryli i wykopali szczątki zastrzelonych Niemców. Mieszkańcy wsi liczyli, że ich koszmar wreszcie się skończy. Że przerażające komando zombie odejdzie. Niestety...

- Widziałem ich kilka dni temu. Szli równo, w szeregu, jak to żołnierze. Słychać było krzyki, nazistowskie pozdrowienia: "Sieg heil!" - opowiada Andrzej Jatsula (45 l.). - Po tym, jak pracowali tu archeolodzy, jest chyba nawet gorzej. Może zombie zostali rozzłoszczeni? Tu księdza trzeba, żeby mszę w miejscu ich pochówku odprawił. Może wtedy będziemy wreszcie mieli spokój - dodaje.


Zaczęło się w kwietniu 1945 roku. Trwała jeszcze wojna. W okolicy walczyli żołnierze III Rzeszy, którzy próbowali zatrzymać Armię Czerwoną. Pewnego dnia w ręce Rosjan wpadł oddział 27 żołnierzy Adolfa Hitlera. Wszyscy zostali zabici strzałem w tył głowy. Ich ciała, w tajemnicy, zostały byle jak pochowane przy stodole, na końcu wioski. Od tego czasu oddział przerażających zjaw wyłania się nocami.

Takie sytuacje powtarzają się od lat. W nocy słychać, jak żołnierze maszerują. Czasami widać ich w zrujnowanym dworze albo na pobliskim grzęzawisku. Pojawiają się też przy średniowiecznym kościele, w centrum wioski! Przez zombie nie da się normalnie żyć. Skąd nazistowskie komando w małej wiosce?

Zaczęło się w kwietniu 1945 roku. Trwała jeszcze wojna. W okolicy walczyli żołnierze III Rzeszy, którzy próbowali zatrzymać Armię Czerwoną. Pewnego dnia w ręce Rosjan wpadł oddział 27 żołnierzy Adolfa Hitlera. Wszyscy zostali zabici strzałem w tył głowy. Ich ciała, w tajemnicy, zostały byle jak pochowane przy stodole, na końcu wioski. Od tego czasu oddział przerażających zjaw wyłania się nocami.

_________________
Projekt 8813
Bunkerites of Poland
Złośliwość jest podstawą wszelkiej przyjaźni. Dowodzi inteligencji i zainteresowania drugą osobą


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re: Ciekawe ,tajemnicze miejsca na świecie "Rodem z horroru
PostNapisane: środa, 3 sierpnia 2016, 06:49 
Offline
Rotmistrz fortyfikator
Rotmistrz fortyfikator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): środa, 25 stycznia 2012, 12:18
Posty: 2266
Lokalizacja: Galicja
Duchy jeziora Flagstaff

Pierwsze wzmianki o osadnikach we Flagstaff Village datowane są na 1800 rok. Miejscowe, bogate w drewno lasy przyciągnęły potomka pielgrzymów, Mylesa Standisha. Zdecydował on o zbudowaniu w tym miejscu tartaku. Do pracy ściągano robotników, do których wkrótce dołączyły rodziny. W okolicy powstała również plantacja Dead River. Życie tu nie było łatwe, ale społeczność dobrze się ze sobą dogadywała i wspólnie walczyła z przeciwnościami losu. Wszystko układało się pomyślnie... aż do roku 1949.

Od 1900 roku w okolicy zaczęły rozwijać się przedsiębiorstwa energetyczne. Zdecydowano o budowie elektrowni wodnej. Dla dalszego rozwoju konieczne było wybudowanie tamy na rzece Kennebec. Wiązało się to z zalaniem części ziem. Koszty ich dzierżawy były bardzo wysokie i dlatego w 1930 roku Walter Wyman z General Maine Power Company (CMP) podjął decyzję o zakupie Flagstaff Village i plantacji Dead River. Wtedy zaczął się dramat ich mieszkańców. Firma zaczęła czyszczenie swoich ziem - wypalano je. Dym z palonych drzew i budynków widać było wiele kilometrów dalej.

Mieszkańcom proponowano przeprowadzkę do innych miejscowości - Eustis i Stratton. Niektórzy korzystali z propozycji, inni nie mogli dojść do porozumienia z CMP. Postanowili zostać w swoich domach i wierzyli, że uda im się wygrać z korporacją i żywiołem wody. W 1949 do Flagstaff wjechała wynajęta przez Wymana grupa. Zmuszała ona upartych mieszkańców do opuszczenia budynków. Jeśli ktoś stawiał opór, jego dom po prostu palono lub burzono. Zniszczono również miejscową szkołę. Ostatecznie na miejscu, w swoim domu, do końca został tylko jeden człowiek i jego pies.W lipcu 1949 roku w Flagstaff Village odbyła się dwudniowa impreza pożegnalna. Trzystu mieszkańców paliło ogniska, wspominało dawne czasy i ze smutkiem myślało o nadchodzących wydarzeniach. Wkrótce potem miejscowość zniknęła pod wodą. O tym, że w tym miejscu była wieś przypominają jedynie wystające z jeziora kominy.

Zatopione miasto i smutna historia jego mieszkańców pobudzały wyobraźnię odwiedzających to miejsce turystów. Niedługo po dramatycznych wydarzeniach pojawiły się pierwsze opowieści o duchach Flagstaff. Jest wiele osób, które zarzekają się, że w nocy w jeziorze widać światła z zatopionych domów. Świadkowie słyszeli dziwne głuche dźwięki wydobywające się z wody. Kilka osób, które pływały łódkami po jeziorze opowiadało, że w wodzie, nad wsią i plantacją widać cienie, jakby poruszały się tam jakieś postaci. Słychać również rozmowy, lecz dźwięk jest zniekształcony przez wodę, dlatego nie można zrozumieć poszczególnych słów. Podobno to głosy właścicieli, którzy wbrew oficjalnym informacjom, nie wyjechali ze wsi, lecz zostali zatopieni razem ze swoimi domami. Niektórzy mieli zginąć w płomieniach. Powtarzane szeptem opowieści głoszą, że niektórzy z mieszkańców zostali zamordowali przez wynajęte przez przedsiębiorstwo bandy. Część grobów z miejscowego cmentarza przeniesiono do Eustis, lecz większość z nich została zalana. Wiele osób wierzy, że pod powierzchnią jeziora uwięzione są duchy dawnych mieszkańców Flagstaff. Według tutejszych opowieści, udręczone dusze nie mogą znaleźć drogi w zaświaty i zostaną na miejscu, dopóki jezioro nie zostanie osuszone. Niektórzy miejscowi opowiadają, że czasem z okolic jeziora słychać szczekającego psa i nawołującego go właściciela. Miejscowe legendy mówią, że jezioro jest zawsze głodne i gotowe, do tego, by “połknąć” kolejne domostwa i grunty. Ciekawostką jest, że plotki o nawiedzeniach pojawiały się jeszcze przed zatopieniem wsi i plantacji.

Obecnie Flagstaff Lake jest jednym z najpopularniejszych amerykańskich miast-widm. Na miejscu można dostać mapę, na której zaznaczono znajdujące się pod wodą budynki. Organizowane są również wycieczki łodziami ze szklanym dnem, podczas których przewodnik pokazuje, gdzie kiedyś znajdowały się domy. Turyści szukają pamiątek po zatopionej wsi. Można zgłaszać każde znalezione naczynie czy przedmiot codziennego użytku. Miejscowe Towarzystwo Historyczne odnotowuje każdy z nich. Z niezwykłą starannością opisuje również dzieje zatopionej społeczności.
Źródło :ONET

_________________
Projekt 8813
Bunkerites of Poland
Złośliwość jest podstawą wszelkiej przyjaźni. Dowodzi inteligencji i zainteresowania drugą osobą


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re: Ciekawe ,tajemnicze miejsca na świecie "Rodem z horroru
PostNapisane: poniedziałek, 29 maja 2017, 18:56 
Offline
Rotmistrz fortyfikator
Rotmistrz fortyfikator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): środa, 25 stycznia 2012, 12:18
Posty: 2266
Lokalizacja: Galicja
Upiorne pociągi - wyłaniają się z mgły

Na przestrzeni dziejów pojawiały się niezliczone opowieści o nawiedzonych miejscach czy domach. Nadprzyrodzonych mocy nabierały także i pojazdy - niegdyś powozy, później samochody. Od początku swego istnienia wyobraźnię ludzi pobudzały jadące nocą przez pustkowia pociągi. Dlatego wiele z opowieści o nawiedzeniach dotyczy właśnie ich.
W opowieściach pociągi-widma najczęściej wyłaniają się z nocnej mgły. Zwykle są nieco przezroczyste, rozmyte. Czasem wyglądają całkiem współcześnie, niekiedy zaś pochodzą z innych epok. Zdarza się, że suną tam, gdzie niegdyś były tory, lecz teraz już ich tam nie ma. Najczęściej zobaczyć je można w miejscach dawnych tragedii kolejowych lub dramatycznych wydarzeń. Bywa, że kursują w miarę “regularnie” - codziennie lub w określonych porach roku, niektóre ukazują się tylko w rocznice katastrof, inne zwiastują nadchodzące nieszczęścia lub pojawiają się nieregularnie. Czasem pociąg jest ciemny i opuszczony, lecz bywa, że przypadkowi świadkowie przejazdu przysięgają, że w oknach widzieli zjawy maszynisty lub pasażerów. Bywa, że pociąg przejeżdża w całkowitej ciszy, ale zdarza się, że wydaje zupełnie realne odgłosy.
Jednym z najbardziej znanych pociągów-widm jest jeżdżący w tunelach sztokholmskiego metra Silverpilen C5. Wagonów z tej serii wyprodukowano tylko osiem - jeden zespół trakcyjny. Były to jednostki testowe i wyróżniały się kolorem - nie malowano ich farbą, ich powierzchnię tylko polerowano. Siedem z tych wagonów zostało wycofanych z ruchu, ostatni został oddany do muzeum. Wkrótce pojawiły się pogłoski o kursującym widmie Silverpilen. Podobno każdy, kto wsiadł do dziwnego srebrnego pociągu znikał. Czasem pojawiał się po kilku tygodniach lub latach, zazwyczaj jednak ślad po nim ginął. Si Silverpilen miał zatrzymywać się jedynie na nieczynnej już stacji Kymlinge i wysiąść z niego mogli tylko martwi. Jego pasażerami miały być duchy osób, które popełniły w metrze samobójstwo.
Kolejnym znanym pociągiem-widmem jest pojazd z kanadyjskiego St.Louis. W nocy na torach widać przemieszczające się światła. Są to podobno przednie lampy pociągu. Inna teoria mówi o pijanym hamulcowym, który wpadł pod pociąg i stracił głowę. Teraz jego duch błąka się z latarnią po torach i szuka swojej głowy. Osoby, które chciały zbadać to zjawisko opowiadają, że w pobliżu świateł temperatura nagle się obniża. Sprzęty elektroniczne zaczynają szwankować. Świadkowie czuli też ogromny niepokój i nagle zaczynali czuć się źle. Nikomu nie udało się dotrzeć do źródła światła. W pewnym momencie ono po prostu znika.

Pociąg-widmo kursuje także na Ukrainie. Podobno przed wojną jadący na Krym pociąg wjechał do tunelu i zniknął. Wiele lat później widmo tego pociągu zaczęło regularnie kursować w okolicach Połtawy. Jeden ze świadków opowiadał, że na dworcu zobaczył tajemniczy, starodawny pociąg. Chciał do niego wsiąść, jednak kiedy dotknął klamki poraził go prąd, pociąg zaś rozpłynął się w powietrzu. Legenda głosi, że jednemu z badaczy zjawiska udało się wsiąść do tego składu i wszelki ślad po nim zaginął.

W amerykańskim mieście Statesville w sierpniu 1891 roku doszło do strasznej katastrofy kolejowej. Pociąg wykoleił się na moście i spadł w przepaść. Zginęło 30 osób. Od tamtej pory, co jakiś czas w tym miejscu wykoleja się pociąg-widmo. Świadkowie mówią, że wygląda to bardzo realnie. Słychać krzyki pasażerów, widać ludzi próbujących wydostać się z wraku. Niestety, miał tu miejsce jeszcze jeden tragiczny wypadek. Grupa badaczy zjawisk paranormalnych czekała na pociąg-widmo. Ku ich zdziwieniu nadjechał całkiem realny skład. Badacze zaczęli uciekać, jednemu z nich się to nie udało i zginął.
W kanadyjskiej miejscowości Medicine Hat tajemniczy niematerialny pociąg ostrzegał przed katastrofą kolejową. Pewnego wieczora prowadzący pociąg linii Canadian Pacific Railway zauważyli jadący na nich niezidentyfikowany pojazd. Tuż przed zderzeniem tajemniczy fantom skręcił na nieistniejący tor. Sytuacja powtórzyła się raz jeszcze. Była to zapowiedź rzeczywistej katastrofy, w której zginęli ci sami maszyniści, którzy wcześniej widzieli pociąg-widmo.

W Polsce również widywane są widmowe pociągi. Najczęściej pochodzą one z czasów I lub II wojny światowej i przewożą niemieckich żołnierzy. Słychać z nich wojskowe piosenki. Często pojawiają się w miejscach, w których od dawna nie ma torów. Kiedy ktoś próbuje do nich podejść, fantomy znikają.

Wiele legend krąży wokół widm pociągów jadących do obozów koncentracyjnych, szczególnie do Auschwitz. Świadkowie, którzy je widzieli opowiadają o dochodzących z nich jękach i krzykach.

Duchy pojawiają się także w realnych pociągach. Przykładem może być podróżujący z Carlisie do Londynu duch ubranej na czarno kobiety z woalką na twarzy. Pracownicy londyńskiego metra opowiadają o duchu kobiety, która zawsze pojawia się w tym samym miejscu i wygląda, jakby na kogoś czekała. Tam też pojawia się płaczący duch zamordowanej przez macochę Anne Naylor. W moskiewskim metrze kilkakrotnie zgłaszano pojawiajace się w pociągach i na stacjach zjawy. Na torach pojawiał się duch mężczyzny w starodawnym stroju. Pasażerowie opowiadali również o sytuacjach, kiedy w pociągach gasło światło, a po zapaleniu za oknami widzieli sceny z przeszłości.
Skąd się biorą pociagi-widma? Teorii jest wiele. Być może są to przesunięcia w czasie, a może to fantomowo odtwarzana przeszłość. Z pewnością jest to zjawisko fascynujące. Do tej pory nikomu nie udało się go wyjaśnić. Jest to wielkie wyzwanie dla badaczy zjawisk paranormalnych. A dopóki zagadka nie zostanie wyjaśniona, tajemnicze pociągi stanowią interesującą część legend miejskich.

_________________
Projekt 8813
Bunkerites of Poland
Złośliwość jest podstawą wszelkiej przyjaźni. Dowodzi inteligencji i zainteresowania drugą osobą


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re: Ciekawe ,tajemnicze miejsca na świecie "Rodem z horroru
PostNapisane: wtorek, 30 maja 2017, 04:46 
Offline
generał broni
generał broni
Avatar użytkownika

Dołączył(a): poniedziałek, 14 maja 2007, 13:14
Posty: 4010
Lokalizacja: Lublin
Las Aokigahara - zwany zbiorowym grobem samobójców - położony jest w Japonii. Ciarki przechodzą po plecach turystów, którzy odwiedzają to miejsce. Ciekawość jednak jest silniejsza niż strach. Kiedy znajdziemy się w lesie mroku każdy, nawet najodważniejszy człowiek poczuje dziwną aurę tego miejsca. Wzdłuż ścieżek, między gęsto rozsianymi drzewami widać opustoszałe obozowiska, a w nich ubrania, portfele, zdjęcia, a także kości oraz pokryte mchem czaszki - resztki tego, co kiedyś z pewnością należało do człowieka.
Aokigahara to las leżący u podnóża góry Fuji. Jego powierzchnia rozpościera się na 35 kilometrach kwadratowych. Mieszane gęstwiny i podłoże z lawy utrudniają poruszanie się w tym dość specyficznym miejscu. Nietypowe zagęszczenie drzew sprawia, że wewnątrz lasu panuje bezwietrzna atmosfera i śmiertelna cisza. Klimat jest tu niesamowity, a wręcz nierealny, co powoduje, że sami zaczynamy rozglądać się wokół siebie. Ale to nie dlatego miejsce to jest tak tajemnicze, a zarazem straszne. Las owiany jest złą sławą ze względu na wyjątkową popularność wśród samobójców. Rocznie wiesza się tu średnio ponad 100 osób.
Podobno atmosfera śmierci jest odczuwana zaraz po wejściu do Aokigahary. To kraina, do której idzie się tylko i wyłącznie w jednym celu - aby umrzeć. Już na skraju lasu możemy zauważyć tablice informacyjne i ostrzegawcze, które apelują do każdego, kto znajdzie się w tym miejscu. Policja, a także służby porządkowe umieszczają bezpośrednie komunikaty: "Zastanów się raz jeszcze!" lub "Proszę, skontaktuj się z policją, nim postanowisz się zabić!". Ilość wisielców, jakich można tu spotkać jest przerażająca. Nie ma reguły do tego, jakiego pokroju ludzie udają się do lasu. Są to biznesmeni, nauczyciele, sprzedawcy, a także najzwyklejsi ludzie. Aura, jaka tu panuje i świadomość zbiorowego cmentarzyska zapewne dodają odwagi, a tym samym wpędzają w depresyjny nastrój. Już po kilkunastu metrach po wejściu do lasu napotykamy na pierwsze części garderoby porozrzucane między konarami drzew. Bielizna, marynarki czy krawaty to stały widok, który już nikogo nie dziwi. Dalej widzimy butelki po sake czy innych alkoholach, które z pewnością dodały odwagi w odebraniu sobie życia. Są tu również portfele wraz ze zdjęciami rodzin i dzieci samobójców. Często w kieszeniach spodni znaleźć można różnego rodzaju leki i opakowania po nich. A na gęsto rozpostartych konarach drzew zarzucone są pętle sznurów bądź paski od spodni.
Rzadziej spotkamy tu ciała samobójców. Jak twierdzi policja i leśnicy, te zjadane są przez niedźwiedzie, lisy i inne leśne zwierzęta, a kości porozrzucane są po całym terenie. Mieszkańców pobliskiego lasu nie dziwią już widoki czaszki pod drzewem czy stosu ludzkich kości na skraju bądź przy wędrownych ścieżkach. Jednak inaczej jest z wisielcami, których zazwyczaj spotykają służby porządkowe czy policja, choć czasem również turyści. Ich ciała zwisają z potężnych konarów drzew niczym manekiny w horrorze. Las Aokigahara zwany także "Morzem Drzew" słynie jako jedno z najbardziej mrocznych i przerażających miejsc. Nawet gdyby desperat w ostatniej chwili chciał zmienić decyzję i potrzebowałby ratunku, żadne krzyki i wzywanie pomocy mu nie pomogą. Gęstość lasu i potężne konary tworzą naturalną barierę dźwiękową, dzięki czemu wszelkie hałasy z zewnątrz są wygłuszone.
Podobno przyszłych samobójców można łatwo rozpoznać. Zmierzają oni pogrążeni w depresji i z błędnym wzrokiem w stronę lasu. Powód takiej decyzji? Z pewnością każdy inny. Rozpad rodziny, nałogi, długi bądź globalny kryzys, który doprowadza do bankructwa przedsiębiorców. Ludzie zabijają się, by uciec od problemów, bo tak prościej. W Japonii wielu z nich decyduje się na taki krok właśnie w lesie samobójców. Statystyki zgonów są przerażające. Do stycznia 2009 roku liczba ofiar wynosiła 2305, zaś już w styczniu 2010 roku zwiększyła się do 2645 osób. Prawie jedna osoba dziennie popełniła w "Morzu Drzew" samobójstwo. Takie statystyki szacują lokalne władze, jednak w rzeczywistości mogą być one znacznie większe ze względu na ciała zjedzone przez leśne zwierzęta.
Las Aokigahary to miejsce przypominające piekło. Zła opinia krążąca o tej mrocznej krainie wydaje się być uzasadniona i zasłużona. Jedna z legend o tym miejscu mówi, że podobno na terenie lasu, pod ziemią znajdują się dużej ilości złoża żelaza. Turyści odwiedzający Aokigaharę posługują się kompasem, by później trafić do wyjścia. Jednak kompasy szaleją, a oni nie mają szans na powrót. Więzieni w lesie, nie mogąc odnaleźć drogi powrotnej zupełnie tracą rozum, w rezultacie modląc się o natrafienie na wolną pętlę na drzewie. Inna legenda głosi, że w lesie pojawiają się dusze zmarłych, które wabią samobójców. Mroczna historia opisuje dawny zwyczaj, kiedy to w czasach głodu przywożono tu starszych i schorowanych ludzi pozostawiając ich na pastwę dzikiej przyrody. Być może do dziś błąkają się tu ich dusze, zachęcając do samobójstw desperatów.
Innym tego typu i równie przerażającym miejscem jest tajemniczy las w Clapham, gdzie ciemne i potężne gałęzie chylą się ku ziemi. Clapham to miejscowość leżąca w zachodniej części hrabstwa Sussex w Anglii, gdzie od lat 60. XX wieku dzieją się dziwne i niewytłumaczalne zjawiska. Lokalni mieszkańcy od dłuższego czasu skarżą się na nieprzyjemne odczucia, jakich doznają po wejściu do lasu. Strach i mdłości czasem już nikogo nie dziwią. Wielu ludzi omija ten las szerokim łukiem. Miejsce to słynie z licznych zaginięć ludzi i zwierząt, niewidzialnych mocy i gęstych mgieł. Las ten jest zdecydowanie uosobieniem wszystkich wyobrażeń na temat mrocznych i przerażających miejsc. Co zatem sprawia, że tajemniczy las w Clapham straszy?
Lokalne media często donoszą o zabójstwach jakie mają miejsce w tym lesie. W latach 70. XX odnaleziono tu ciała kilku osób, m.in. policjanta, księdza, a także pary bezdomnych. Równie przerażające są zniknięcia zwierząt, głównie psów spacerujących z właścicielami. Jakie siły nadprzyrodzone rządzą tym miejscem? Podobno w okolicy Clapham powstała grupa, która czci antyczną boginię Hekate. Patronka czarów, magii, ciemności i widm jest czymś w rodzaju królowej czarownic. To także bogini rozdroży i miejsc sprzyjających czarom. Okazało się, że w lesie grasuje satanistyczna sekta, która jest świetnie zorganizowana i dysponuje dużą ilością pieniędzy. Wszelkie próby szpiegowania sekty okazują się nieskuteczne. Kto wkroczy na ich drogę nie wyjdzie z tego ocalony. Grupa okultystyczna "Przyjaciele Hekate" składa ciała psów w ofierze swojej greckiej bogini. Jaka jest idea tego działania? Nie do końca wiadomo. Jedno jest pewne - sekta nie toleruje żadnych odstępstw od ich kodeksu zachowań.
http://strefatajemnic.onet.pl/extra/aok ... cow/phhdgw

_________________
Bóg, Honor, Ojczyzna


Góra
 Zobacz profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 17 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 10 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
cron
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007, 2011 phpBB Group
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL