Monti napisał(a):
Byłem tam chyba w 2000 r. i przewodnik coś wspomniał, że niektóre korytarze zasypane,może zaminowane przez Niemców i na pewno wtedy nie były sprawdzone. A wycieczka na czworaka korytarzami po ciemku bezcenna
Do dziś wspominam.
W czasie II wojny światowej w Twierdzy kłodzkiej funkcjonowało ciężkie więzienie pod nadzorem SS i Abwehry. Umieszczano w nim jeńców wojennych, więźniów politycznych, dezerterów z armii niemieckiej oraz podejrzanych o działania na szkodę Rzeszy. Więziono tu Rosjan, Francuzów, Włochów, Belgów, Czechów, Finów i Anglików. Twierdza to także miejsce kaźni i obóz pracy. W latach 1940-1943 Twierdza była filią obozu Gross-Rosen. Oprócz funkcji więziennych, część Twierdzy przystosowano do potrzeb produkcji przemysłowej.
W sierpniu 1944 r. przeniesiono tutaj z Łodzi zakład produkcyjny niemieckiej firmy AEG. Wraz z personelem i aparaturą do Kłodzka przywieziono także polskich robotników przymusowych. Zakład dysponował pracowniami i laboratoriami. Zajął m.in. szóstą kondygnację, a stanowiska do produkcji zlokalizowano w pomieszczeniach wokół dziedzińca donżonu. Rękami robotników przymusowych produkowano torpedy do samolotów dalekiego zasięgu, aparaturę radionadawczą oraz części amunicji do łodzi podwodnych, samolotów i czołgów. Po wojnie rozpowszechniano pogłoski, jakoby wytwarzano tu także części elektryczne do pocisków V-1 i V-2, które następnie miały być transportowane pociągami do zakładów produkcyjnych Dora-Nordhausen w górach Harzu. Fabryka w Kłodzkiej Twierdzy funkcjonowała do marca 1945 r., kiedy ją ewakuowano w obawie przed wkroczeniem Armii Czerwonej.
Podziemia Twierdzy służyły nie tylko do celów produkcyjnych . W połowie października 1944 r. czterech polskich pracowników AEG: Adam Bieńkowski , Arkadiusz Jaśkiewicz, Polikarp Goździk i Leon Pawlicki natrafiło w podziemiach Twierdzy na komorę zawierającą obrazy olejne, porcelanę z Saksonii i manuskrypty. Oczywiście "wycieczka" czwórki Polaków po zakamarkach Twierdzy odbyła się z zachowaniem koniecznej ostrożności i w tajemnicy przed Niemcami.
Adam Bieńkowski, który po lat opisał swe przeżycia wojenne z Twierdzy Kłodzkiej, nie sprecyzował skąd mogły pochodzić ukryte przez Niemców kosztowności, a także nie wskazał miejsca, w którym znajdowała się komora. Jak udało im się wynieść i ukryć w innym miejscu część znalezionych skarbów, pozostanie ich tajemnicą. Mało tego, następnie korzystając z prawa nadawania paczek - wysłali wszystko do swoich znajomych w Łodzi. W 1945 r., zapewne niedługo po zakończeniu wojny, uczestnicy październikowej wyprawy powrócili do odkrytej w poprzednim roku komory, jednak była ona już częściowo oczyszczona ze skarbów. Relacjonujący te zdarzenia Adam Bieńkowski nie zdradził żadnych informacji co do dalszych losów przejętych wcześniej kosztowności. Inna historia opowiada że : jeden z mieszkańców Śląska miał być świadkiem składowania pod koniec 1944 roku skrzyń z tajemniczym ładunkiem w jednej z kazamat. Według niego skrzynie musiały zawierać kruchy ładunek, były bowiem bardzo lekkie i nadzwyczaj dokładnie opakowane. Inna relacja mówiła o tym, że niemieccy dywersanci ukrywali się w podziemiach w 1945 r., ale zostali wygonieni przez polskich żołnierzy, którzy użyli w tym celu granatów. Niejako z urzędu Twierdzą Kłodzką zajęło się Przedsiębiorstwo Poszukiwań Terenowych z Wrocławia. Penetrację części obiektu przeprowadził 13 i 14 listopada 1948 r. inspektor Piotr Cyga. Po akcji sporządził sprawozdanie, dzięki któremu znamy jej okolicznośści
Pierwszym powojennym gospodarzem Twierdzy Kłodzkiej była armia radziecka, która stacjonowała w niej w latach 1945-1946. Rosjanie na miarę swoich możliwości przeszukali Twierdzę . Ponoć w maju 1945 r. Niemcy na najniższym poziomie Twierdzy ukryli żelazne skrzynie zawierające bliżej nieokreślone tajne archiwum. Następnie, przy pomocy układu śluz wodą z Nysy Kłodzkiej zalano podziemia. Niemcy mieli także wówczas zniszczyć elektrownię zasilającą Twierdzę i wszystkie urządzenia produkcyjne.12 W październiku 1945 r. żołnierze patrolujący Twierdzę wszczęli alarm twierdząc, że widzieli wychodzących z podziemi ludzi o nieustalonych personaliach. Ówczesny radziecki komendant miasta polecił wtedy saperom wysadzić w powietrze i zasypać wszystkie urządzenia wentylacyjne. W 1948 r do podziemi weszła polska ekspedycja Z relacji nie dowiadujemy się, w którym konkretnie terminie ekspedycja miała miejsce. Jej uczestnicy trzy dni przedzierali się przez zwały gruzu, by dotrzeć do trzeciej kondygnacji podziemi. Niżej nie dało się zejść, gdyż dolne poziomy znajdowały się pod wodą. Nie wiadomo zresztą jak liczona była numeracja poziomów Twierdzy - od dołu ku górze, czy od góry ku dołowi Podczas ekspedycji natrafiono na skład beczek po iperycie - nie podając ile tych beczek było i czy były puste. Znaleziono także rozebrany na części transportowy samolot typu Junkers oraz zmumifikowane zwłoki cywilów i dwie zabytkowe armaty z XVIII wieku. Z relacji nie dowiadujemy się, co zrobiono ze znaleziskami, wydobyto na powierzchnię, czy pozostawiono.
Wiemy, że poszukiwaczom doskwierał brak świeżego powietrza i ciemność. Choć to trudno zrozumieć, ale z opisu wynika, iż nie mieli latarek i aparatów tlenowych. Wobec braku podstawowego sprzętu potrzebnego do przeszukiwania podziemi, braku zainteresowania oraz pomocy ze strony władz - akcję zakończono. W 1946 r. obiekt przekazany został Wojsku Polskiemu i przez lata był niedostępny. Dla przybyłych w 1945 r. do Kłodzka polskich osadników Twierdza jawiła się jako groźna i niezbadana. Próby dotarcia do lochów zakończyć się miały całkowitym fiaskiem. Krążące po mieście fantastyczne pogłoski mówiły o tym, że podziemia zostały zelektryfikowane, i że ukryto w nich bliżej niesprecyzowane wartościowe muzealne sprzęty oraz cenne dzieła sztuki, w tym rzeźby, obrazy i przedmioty sakralne. Sprawą tą miała zainteresować się specjalna komisja, a nawet Ministerstwo Ziem Odzyskanych.W sierpniu 1947 r. prasa poinformowała, że władze wojskowe przy udziale żołnierzy Wojsk Ochrony Pogranicza, saperów i strażaków rozpoczęły badania podziemi Twierdzy, poczynając od fortyfikacji północno-wschodnich.Prawdę mówiąc, bardziej od żołnierzy przydatni byliby fachowcy ze stacji ratownictwa górniczego z Bytomia, Mikołowa lub Wałbrzycha, wyposażeni w sprzęt do pokonywania zawałów, zabezpieczania niepewnych korytarzy i inne wyposażenie górnicze, a nie żołnierze mający raczej niewielkie pojęcie o pracach podziemnych.