Przemyskie forty też mają swoją " mroczną tajemnicę " i nie chodzi tu o fikcję literacką: " Tajemnicę Fortu XIII " lecz o miejsca kaźni z II wojny światowej . Na początek napiszę o mrocznej tajemnicy fortu pomocniczego w Nehrybce . Do napisania tego postu skłoniły mnie prace ekshumacyjne na jego terenie i w jego otoczeniu więcej o pracach
viewtopic.php?f=79&t=18854 .
W lipcu 1941 r. ponownie w Przemyślu rozpoczął działalność punkt przejmowania jeńców wojennych przekazujący internowanych wojskowych i cywilne osoby do obozu jenieckiego w Jarosławiu. W dniu 15 października 1941 r. zostały utworzone dla jeńców wojennych zimowe obozy macierzyste sił zbrojnych (Winterstemmlager der Wehrmacht): na Przekopaniu (w koszarach 22 PAL przy ul. Mickiewicza), w Pikulicach (w koszarach 10 Pułku Artylerii Ciężkiej), w Nehrybce (w koszarach radzieckiej Straży Granicznej obecnie Zakłady Wytwórcze Elementów Automatyki Przemysłowej „Polna"). W listopadzie 1941 r. obozy te przekształcone w macierzyste obozy jenieckie dla szeregowych i podoficerów (Kriegsgefangenen Manschaftsstammlager-Stalag) i otrzymały numerację. Obozy na Przekopaniu otrzymały symbol "Stalag 315" oraz numer poczty polowej 08693, a w Nehrybce i Pikulicach symbol "Stalag 323" oraz numer poczty polowej 13802. Przemyśl stał stał się wówczas siedzibą komendanta obozu jenieckiego nr 315 w stopniu oficera sztabowego (pułkownika albo majora). Jego organem wykonawczym była Komendantura, która dzieliła się na wydziały (Abteilungen). Do najważniejszych z nich należały: Wydział Zatrudnienia (Arbeitseinsatz) oraz Wydział Ochrony (Abwehr) na czele którego stał oficer wywiadu . Wydział Zatrudnienia zajmował się organizowaniem pracy jeńców w warsztatach wewnątrz poszczególnych obozów oraz zatrudnieniu ich na zewnątrz w zwartych drużynach roboczych (Arbeitskommando). Konwojowaniem drużyn oprócz wojska zajmowali się cywilni strażnicy pomocniczy (Hilfswache) z żółtymi opaskami narodowości niemieckiej albo ukraińskiej. Wydział Ochrony (Wywiadu) badał nastroje wśród jeńców, zwalczał ruch oporu, zapobiegał buntom i ucieczkom. Zadania swe wykonywał on poprzez organizowanie wśród jeńców sieci konfidentów, niespodziewane rewizje oraz cenzurę korespondencji i paczek. Komendanturze podlegał w 1942 r. oddział zamiejscowy w Jarosławiu (Nebenstelle Jaroslau) grupujący kilka obozów w tym obóz (Lager) D w Wólce Pełkińskiej. Na czele każdego podległego obozu stał komendant (Kommandant) w stopniu kapitana który miał do pomocy sekcję ochrony (Gruppe Abwehr). Koszary na Przekopaniu zostały podzielone na dwa odrębne obozy jenieckie oraz szpital dla jeńców l budynki administracyjne straży obozowej. Z administracją wojskową na terenie obozu ściśle współpracowały specjalne grupy operacyjne (Einsatz Kommando) Policji Bezpieczeństwa (Sicherheitspolizei--Sipo) i służby bezpieczeństwa (Sicherheitsdienst-SD), na czele których stali niżsi urzędnicy tajnej policji państwowej (Geheime Stadtspolizei-Gestapo). Oddziały te składały się z dowódcy oraz od czterech do 6 podkomendnych.
My zajmijmy się Stallagiem 323 w późniejszym czasie zmieniono numer na 327 w Nehrebce i Pikulicach .W obozie tym od jesieni 1941 r. do wiosny 1943 r. oraz od wiosny do lata 1944 r. przebywali jeńcy wszystkich narodów ZSRR. W okresie letnim 1943 roku — żołnierze narodowości holenderskiej oraz narodów Kanady i Jugosławii w liczbie kilkuset. Od września 1943 r. do marca 1944 r. przebywali internowani wojskowi włoscy wszystkich stopni w liczbie około 5000 osób, w tym początkowo w Pikulicach przebywało 1500, a następnie w każdym z obozów stan ich wynosił około 3000 osób. 213 z wszystkich internowanych stanowili oficerowie, pozostali to podoficerowie i ordynansi.Warunki bytowe internowanych we wszystkich obozach były bardzo ciężkie. W punktach przejmowania jeńców oraz w obozach przejściowych brak było zaopatrzenia w żywność i nieodpowiednie warunki higieniczne. W obozach macierzystych wyżywienie było racjonowane, warunki higieniczne lepsze, lecz ciężka praca czasami bez celu wyniszczyła organizm. Stąd też we wszystkich obozach była bardzo duża śmiertelność w wyniku różnych chorób epidemiologicznych. Jak wykazał przeprowadzony z urzędu szacunek w obozach na Przekonaniu straciło życie około 1200 osób na 80 000 jeńców, którzy przeszli przez te obozy. Na podstawie przeprowadzonych wcześniejszych ekshumacji zwłok ( ilość zmarłych powiększy się po zakończeniu tegorocznej ekshumacji ) na terenie Nehrybki i Pikulic ustalono. że straciło życie w tych obozach około 4500 osób. w tym około 1000 jeńców narodowości włoskiej. Wyżywienie otrzymywane przez jeńców zawierało od 515 do 700 kalorii dziennie.W wyniku tych warunków bytowych śmiertelność w obozach byłaby o wiele większa, gdyby nie pomoc i ofiarność okolicznej ludności. O pomocy społeczeństwa przemyskiego w 1939 r. wspomina jeden z internowanych cywilów na Przekopaniu E. Jerzyk w następujących słowach:
„Siepacze hitlerowscy zadbali o to, aby wewnątrz tego obozu był idealny porządek, ale wiele ich nie obchodziło co ta przeszło 7-tysieczna masa ludzi będzie jeść i pić, czy są bodaj prymitywne warunki sanitarno-higieniczne. To na swoje barki wzięli mieszkańcy Przemyśla, którzy zorganizowali komitet opiekuńczy, który w miarę swych możliwości starał się nas wyżywić i zabezpieczyć skromną pomoc lekarską, a społeczeństwo miasta Przemyśla zrobiło wszystko co mogło w stosunku do swych rodaków znajdujących się w obozie — poza drutami kolczastymi dając tym wspaniały przykład solidarności narodowej i dlatego zaskarbiło sobie w sercach naszych ogromną wdzięczność.. "
O pomocy jeńcom radzieckim świadczą surowe wyroki wydane przez niemiecki Sąd Specjalny (Sondergericht) w Rzeszowie. Miedzy innymi w 1942 r. na Emila Binickiego i Kazimierza Dziurzyńskiego, którzy byli zatrudnieni, jako murarze w obozach na Przckopaniu i w 1943 r. na Stanisława Grenowicza pracującego z jeńcami w fabryce "Polna" .
O tym lak udzielali pomocy jeńcom pracujący na terenie obozów Polacy, świadczy relacja F.Bochnackiego:
"... Wbrew rozkazowi zabieraliśmy ze sobą chleb i papierosy Gdy rewidujący nas Niemcy złościli się dlaczego to czynimy, odpowiadaliśmy, że w domu nie ma tłuszczu, żyjemy samym chlebem, trzeba go więc jeść więcej niż zwykle. Jeńcom tego chleba do rąk nigdy nie dawaliśmy, baliśmy się bowiem donosów. Kładło się kromki niepostrzeżenie na parapetach okien, na podlogach, na cembrowinie studni — gdzie popadło. Papierosy wyrzucaliśmy na ziemie niby to wyciągając chusteczkę z kieszeni. W razie wsypy łatwo się było wytłumaczyć..."
Na zakończenie pozwolę sobie przytoczyć fragmenty listu jednego z internowanych Włochów, podporucznika Pietro Feraci z Alcamo:
„Panie Redaktorze! ... W dżdżysty, lutowy ranek 1944 r. przyjechaliśmy po czterech dniach podróży w bydlęcych wagonach z Witrendorfu (Oflag 83 — Soltau — dop. aut.) do Przemyśla, dużego miasta w Polsce i stąd mieliśmy już pieszo, dźwigając toboły, dojść do Stalagu 327/7. Ludność wyległa do okien, powiewała rękami, pozdrawiając nas milcząco i rzucała nam nieprzerwanym deszczem kawałki chleba, papierosy, inne rzeczy, co kto może. Pochodowi przez miasto naszej kolumny, około tysiąca oficerów, towarzyszyły wzruszające sceny. Widziałem dzieci szkolne, które z tornistrów wyjmowały swoje śniadania i podawały je nam, drźące i uszczęśliwione: robotników idących do pracy, którzy oddawali nam swój posiłek w nadzwyczajnym wyścigu serdeczności i solidarności, podczas gdy eskortujący nas żołnierze niemieccy usiłowali oddalić cywilów kolbami karabinów klnąc i wygrażając na wszystkie strony. Najmocniej jednak wzruszył mnie szlachetny i bezinteresowny uczynek starej i prostej kobiety. Szła obok w pewnej odległości od kolumny, jakby nigdy nic i nagle korzystając ze sposobnej chwili, podbiegła i wręczyła pierwszemu z brzegu spory bochenek chleba, po czym nie czekając na podziękowanie, nawet nie spojrzawszy na nas, by w oczach naszych wyczytać wdzięczność, odwróciła się odchodząc skąd przyszła. Chleb ten przyjęły moje ręce. Chciałbym Panie Redaktorze podziękować tej kobiecie za pośrednictwem Pańskiego pisma i spłacić w ten sposób dług, który mi od 20 lat ciąży. Niech Bóg wynagrodzi temu narodowi wszystkie jego cierpienia i to, co uczynił dla mnie oraz dla wszystkich internowanych, że odejmując sobie od ust tę odrobinę chleba, jaką miał, ulżył męce tylu obcych mu ludzi...".
Poniżej moje fotki z terenu fortu z lata 2008 niestety wówczas to miejsce przedstawiało obraz nędzy i rozpaczy : pobite butelki ,śmieci i młodzież pijąca alkohol.