Oprócz budowy schronów rosjanie wkopywali przestażałe czołgi T18 przezbrojone w 45 mm armatę przeciwpancerną. Czołgi te nie posiadały napędu i stanowiły stały punkt ogniowy . Relacja z odnalezienia wanny z takiego czołgu przez Jerzego Sadowskiego ( Jagmina ) poniżej : Poniższy tekst pochodzi z " Odkrywcy " a znalezisko można podziwiać w muzeum na Sdybie w Warszawie :
Wczesna wiosna 1996 roku. Pomysł jak zwykle wychodzi od Jurka: - Linia jest nierozpoznana, obiekty różnią się od polskich i niemieckich bunkrów, no i może znajdziemy polskie kopuły. Rzeczywiście, na Linii Mołotowa Rosjanie montowali kopuły zdemontowane z polskich umocnień, zdobytych na Polesiu. A ja jak słyszę o kopułach i pancerzach to zapominam o wszystkim innym. - To świetny pomysł !!! - A wiecie, że w niektórych bunkrach niszczono pozostałości z wojny ? Może coś znajdziemy - odzywa się Adam, jedyny wśród nas fascynat militariów. - No to Linia Mołotowa. Kiedy jedziemy ? - rzuca Rybka Ja już nic nie rzucam, bo wiadomo, że w najbliższy weekend, a teren działań to okolice Sieniawy. * * * - Mam już dość. Wszystkie bunkry podobne do siebie, beton jak beton, chodzenia dużo i nie znalazłem żadnego złomu - narzeka Adam. - Ponieś mój plecak, to się przekonasz czy nie ma złomu - odpowiada Rybka, który każdy znaleziony kawałek zardzewiałego żelastwa zabiera jako pamiątkę z czasów wojny. Czyżby narodził się nowy militarysta? - Adaś ! Bez wykrywacza to nic ciekawego nie znajdziesz - mówię, by podnieść na duchu kolegę. - Jak Rybka sprzeda na złom zawartość plecaka, to kupimy wykrywacz - śmieje się Adam, któremu poprawił się humor na widok jurkowej "Ascony", pozostawionej kilka godzin temu na trawiastej drodze, porośniętej gdzieniegdzie asfaltem. - Jurek otwieraj brykę ! Jurek !!! Jurek się wyłączył. Jako jedyny panuje nad sytuacją, nanosi obiekty na mapy i wie gdzie jest tradytor, a gdzie schron na działo. - Coś mi tu nie pasuje - mamrocze, podnosząc wzrok znad szkiców. - Co się stało? - Brakuje jednego bunkra. - Może nie naniosłeś na mapę ? - Rybka ściąga plecak (ostrożnie, jakby była w nim porcelana) i zerka na szkice Jurka. - Nie, to nie o to chodzi, popatrzcie - i Jurek zaczyna tłumaczyć - jeden bunkier jest za nami jakieś 800 m w lesie, drugi przed nami około 500m. - To ten w którym Rybka znalazł kawałek pocisku? - pytam. - Tak. Widać go tam na górce w kępie krzoli. Ten strzela na południowy - zachód, a tamten w lesie na północny - zachód ... rozumiecie? Nie rozumiemy. Nie nadążamy za jego tokiem myślenia. No, ale Jurek to profesjonalista, a my - zmęczeni marszem, pomiarami i karczowaniem jeżyny fortecznej (ta to na każdym bunkrze wyrośnie) - amatorzy. - No martwe pole!!! - krzyczy nam w twarze Jurek - albo się Ruscy machnęli, albo tu jest jeszcze jeden obiekt. Idziemy szukać! - Ja nie idę. Spytaj lepiej tubylca - odpowiadam, pokazując na Dziadka prowadzącego starą, wysłużoną "Ukrainę". - Dzień dobry. Nie wie pan, czy na tym polu jest jakiś bunkier ? - pyta Jurek. - Dzień dobry. Bunkry ..... taaak .... są. Są pod lasem i tam za wsią przy brodzie, ale tu na polu nie ma. Ja tu od 1933 roku mieszkam to wiem, zresztą to moje pole. - Nie ma ? - mówi rozczarowany Jurek. - Nie. Bunkra tu nie ma, ale widzę, że wy wojskowi - mówi Dziadek wskazując na Adasia w "panterce" - To może zabralibyście czołg ? - Czołg ?! Jaki czołg ?! - odzywa się Rybka. - A taki nieduży, ruski. Zamurowało nas. - Gdzie?!!! Skąd?!!! - No tu na moim polu. Panie, ile ja już lemieszy na nim natraciłem ! Teraz już tam nie orzę. Zabierzcie go, to będę mógł całość orać. Patrzymy na pole, ale nic nie widać. - To on jest w ziemi? - pyta Adaś. - W ziemi, ale płytko - jakieś 20cm. Pokażę gdzie. Idziemy za Dziadkiem w miejsce, gdzie widać nie zaoraną zapadłość terenu. - To tutaj. Niech ktoś idzie ze mną do chałupy, bo tak go nie znajdziecie - Dziadek podnosi swój rower, a ja idę za nim do najbliższej zagrody, gdzie dostaję potrzebny sprzęt. Nie jest to Garret typu VLF, nie jest to "Smętek" typu PI - tylko wykrywacz trójzębny typu WI-dły. Zasięg 25cm - bada trzy miejsca jednocześnie i nie potrzebuje baterii. Niestety szpadel Dziadka złamany, więc musimy sobie poradzić saperką. Wracam i słyszę z daleka jak koledzy dyskutują: - Może to Tygrys ? - Co ty ! Dziadek mówił że ruski. - Pewnie T 34, tych wszędzie było pełno. Podchodzę do nich i we wskazane przez Dziadka miejsce wbijam wykrywacz ... i nic. Krok dalej ... nic. Następny krok - szczęk metalu o metal !!! Napięcie rośnie ... Rybka wyrywa mi widły i po kilku minutach mamy oznaczony obszar ok. 3 metry na 1 metr. - To pewnie wieżyczka czołgu - cieszy się Rybka. - Oby! - sceptyczny jak zawsze Adam idzie po saperkę do "Ascony". Po chwili zaczynamy grzebać w ziemi, by zobaczyć nasz "skarb". W międzyczasie - już bez roweru przychodzi Dziadek i zaczyna opowieść :
We wrześniu 1939r. "wyzwolili" nas Rosjanie. Po kilku miesiącach zaczęli budować bunkry. Coś tam im chyba nie wyszło, albo był zbyt słaby ostrzał, bo po jakimś czasie przywieźli ciężarówką czołg - nie całkiem sprawny, ale z działkiem i postawili tu na polu mojego ojca. Prawie przez całą wojnę nie było tu żadnych walk. Więc o bunkrach i czołgu większość zapomniała. Ale nie mieszkańcy wsi. Pierwszy był kowal, który po nocach roznitowywał wieżyczkę - bo blachy dobre a materiału nie było. Po nim przyszli inni. Zniknęła wieżyczka, działo, napęd i co tam się dało odkręcić. Wszystko było dobrze do czasu, jak w 1944 zbliżał się "drugi bolszewik". Strach padł na chłopów, bo jak Ruscy zobaczą, że nie ma ich czołgu to rozstrzelają albo na Sybir wyślą. Zebraliśmy się z łopatami, a że z czołgu został sam kadłub -i do tego stał w niewielkim rowie - to w kilka godzin go zakopaliśmy. Jak Rosjanie przyszli, to się nie zorientowali i o czołgu zapomniano. Tylko ja o nim pamiętałem podczas orki - kończy Dziadek. My w międzyczasie odkopujemy czołg na tyle, aby dało się go rozpoznać. Robimy zdjęcia, żegnamy się z Dziadkiem i pełni niespodziewanych wrażeń jedziemy do domu. Po przewertowaniu literatury i porównaniu zdjęć nasz "odgrzebany skarb" okazał się być dość unikalnym T18. Po kilku (ciągnących się strasznie) tygodniach, wracamy wreszcie po nasz czołg z wojskiem i dźwigiem. Po wydobyciu, ciężarówką pojechał do Warszawy na Fort Czerniakowski. * * * Historia z czołgiem nie pozostała bez wpływu na nasze dalsze zainteresowania. Byliśmy na zlotach w Walimiu, Świnoujściu, MRU i innych ...Adam kupił "Smętka" i co tydzień powiększa swe zbiory jeżdżąc na wykopki. Rybka "grzebał" razem z Adamem, lecz potem słuch o nim zaginął ... bo się ożenił. Jurek pozostał wierny bunkrom, ale na pewno pojedzie z nami, jeśli znajdziemy owiane już legendą miejsce zakopania nad Wisłą czołgów 7TP. Ja "zapaliłem się" do grzebania i jeżdżę z Adamem. Jak dotąd bez wielkich sukcesów mimo, że moje widły są nowsze od tych Dziadkowych. Chyba czas na lepszy sprzęt.... Na razie pozostaje mi więc cieszyć się z czołgu. Znajomi śmieją się, że co to za czołg, który jest wielkości dużego biurka. Ale czołg zawsze będzie czołgiem - no bo jak to brzmi : w y k o p a l i ś m y c z o ł g !!! A że niekompletny ... Następnym razem będzie lepszy.
_________________ Projekt 8813 Bunkerites of Poland Złośliwość jest podstawą wszelkiej przyjaźni. Dowodzi inteligencji i zainteresowania drugą osobą
|